– Nie jeździłem – ucina krótko Milo. – Zostałem hipisem po to, żeby nie być w żadnej strukturze. Śmieję się, kiedy słyszę o organizacjach anarchistycznych. Niezły oksymoron!
[srodtytul]Razem z konceptualistami[/srodtytul]
Ważnym miejscem była komuna w Ożarowie.
– Powstała w willi starszej pani, która nie brała od hipisów pieniędzy. Zawsze można było u niej coś zjeść.
Przyjeżdżali w odwiedziny Stażewski, Grotowski, Bereś, Stańko.
– A po nas wprowadzili się tam Wojciech Eichelbelger i Mirek Chojecki. Byliśmy towarzysko związani z ludźmi, którzy później tworzyli opozycję polityczną.
Właśnie w Ożarowie powstał pierwszy hipisowski zespół: Grupa w Składzie. – Saksofonistę Andrzeja Kasprzyka znałem z technikum. W komunie spotkałem gitarzystę Jacka Malickiego. Przerzucaliśmy się różnymi dźwiękami. I okazało się, że gramy. Mieliśmy zespół.
Hipisowska muzyka zawsze kojarzyła się z Grateful Dead, Jefferson Airplane, Hendriksem i Joplin.
– Różniliśmy się. Nie graliśmy popu, tylko awangardę. Muzykę intuicyjną. Właściwie nie nadawałem się do zespołu, bo chodziłem do szkoły muzycznej i umiałem grać. A chodziło o to, żeby naturalnie bawić się dźwiękiem. Improwizować muzykę w obecności publiczności.
Grupa zainstalowała się w Sigmie na Krakowskim Przedmieściu.
– To była mekka hipisów. A jednocześnie klub ZSP. Dostaliśmy sprzęt, enerdowskie wzmacniacze i salę za darmo. Graliśmy co tydzień.
Nad Sigmą mieściła się Galeria Repasaż, gdzie pojawili się pierwsi polscy konceptualiści – Zosia Kulik, Przemysław Kwiek, Jerzy Kalina.
– Robiliśmy wspólnie happeningi. Nakręciła nas Polska Kronika Filmowa. Wystąpiliśmy też w Telewizji Polskiej w 1972 r. Ale program nie został wtedy wyemitowany. Wszedł na antenę po 30 latach.
Grupa w Składzie wystąpiła na I Festiwalu Awangardy Beatowej w Kaliszu.
– Zagraliśmy nasze wariackie dźwięki i dostaliśmy prywatną nagrodę Tomasza Stańki. W następnym roku zdobyliśmy główną nagrodę jury pod przewodnictwem Zbigniewa Namysłowskiego. Ale na drugi festiwal przyjechało tylu hipisów, że się zrobił nieformalny zlot i trzeci już się nie odbył.
[srodtytul]Wolność jest w nas[/srodtytul]
– Centrum hipisizmu było w Warszawie, ale jeździło się do Krakowa.
Tam był Kantor, Jerzy Bereś i Krzysztof Niemczyk, Krzysztofory, Piwnica pod Baranami. – Wsiadaliśmy grupą do pociągu na gapę albo jeździło się autostopem. Wielu hipisów miało książeczki autostopowe. Dawało się kupony kierowcom. Pod koniec sezonu odbywała się loteria. Mogli wygrać nagrodę. Zabierali nas głównie kierowcy ciężarówek. Byliśmy dla nich dziwakami, ale fajnymi. Niebieskimi ptakami. Kiedy zmarł mój ojciec, kupiłem minimorrisa. W 11 osób dojechaliśmy z Warszawy do Sopotu. W Non Stopie, który mieścił się w namiocie, niedaleko wyścigów, grały świetne kapele z Czechosłowacji – m.in. Flamengo – i węgierska Omega. Nie pamiętam, gdzie spaliśmy. Możliwe, że w koszach na plaży.
Centralną postacią ruchu hipisowskiego w Krakowie był Ryszard Terlecki.
– Pies był bardzo łagodny. Przyjazny. Otwarty, pomocny. Świetnie wyglądał. Miał długie proste włosy, brodę.
W Krakowie, w środowisku Psa, Milo poznał też Korę, znaną później z Maanamu.
– Była prześliczna i jest. Jeszcze nie śpiewała. Nie wiedziałem, że tworzyli parę z Psem. Ale wtedy wszyscy byli ze wszystkimi. Nie było stałych związków. Tylko wolna miłość. Dziewczyna miała dzisiaj mnie, a jutro kogoś innego. Choć nigdy nie byliśmy tak rozbuchani jak hipisi w Kalifornii, gdzie pod jednym dachem mieszkało i kochało się kilka par. W porównaniu z nimi byliśmy jednak konserwatywni.
Prorok, lider ruchu, zawdzięczał pseudonim temu, że często publicznie głosił naukę.
– Słowa Chrystusa z jednej strony, komunizm – z drugiej. Wszystko się mieszało. Ukończył plastyczna szkołę Kenara w Zakopanem. Dużo czytał. Odwiedzał mnie często. Kiedy zaczynały się poważniejsze tematy, zamykał się w pokoju z moim ojcem i dyskutowali.
Teraz Prorok (Józef Pyrz) jest uznanym plastykiem i rzeźbiarzem we Francji.
– To, że starcy w moim wieku uważają, że hipisizm się skończył – jeszcze nic nie znaczy. Jest masa komun hipisowskich na całym świecie. W Polsce działa wiele squatów, w których razem mieszkają młodzi hipisi, punkowcy i rastamani. Kiedy byłem na kilkunastu koncertach Grateful Dead w Ameryce – widziałem ponad półtora miliona hipisów.
Wygląd nie jest zresztą najważniejszy.
– Liczy się stan ducha i umysłu. Wewnętrzna wolność. Kiedyś w przychodni ktoś rozpoznał, że jestem muzykiem, i zapytał mnie, kiedy mam urlop. Odpowiedziałem, że od urodzenia jestem na wakacjach. ?
[i]Koncert Grupy w Składzie odbędzie się 18 kwietnia o godz. 18 w Podkowie Leśnej na ul. Lilpopa 18. Zaplanowano panel dyskusyjny i pokazy filmowe.[/i]