Ruletka z kieszeniami na kulkę

Za tysiąc złotych można nabyć zabytkową ruletkę z przełomu XIX i XX wieku - mówi Marek Sosenka, kolekcjoner zabawek

Aktualizacja: 18.02.2010 17:05 Publikacja: 18.02.2010 00:35

Ruletka z kieszeniami na kulkę

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

W Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu  otwarto wystawę zabytkowych gier i zabawek z kolekcji rodziny Sosenków (potrwa do końca kwietnia). Na co szczególnie warto zwrócić uwagę?

Marek Sosenko:

Prezentujemy ok. 300 różnych gier, edukacyjnych, towarzyskich i hazardowych. Na pewno warto poszukać, bo trudno je dostrzec, miniaturowych kręgli wytoczonych z kości słoniowej. 18 sztuk mieści się w oryginalnej łupinie laskowego orzecha. Historyczną wartość ma gra planszowa z lat 30. XX wieku wydana na zamówienie Ligi Ochrony Powietrznej i Przeciwgazowej. To jest turniej lotniczy, grający przesuwają po planszy miniaturki samolotów. Gdy taka gra pojawi się na rynku, kosztuje ok. 500 zł.

Są przedwojenne karty z wizerunkiem Koziołka Matołka zaprojektowane przez Mariana Walentynowicza. Obyczajową ciekawostką jest „Czarny Piotruś Sacharyniak” wydany przed wojną na zamówienie Biura Propagandy Konsumpcji Cukru. Rysunkami zdobił je Stefan Norblin, widnieją na nich hasła autorstwa Janiny Porazińskiej i sztandarowe hasło Melchiora Wańkowicza: cukier krzepi!

Goście wystawy mogą pomyśleć, że hazard krzepi!

Jest tam rzeczywiście kilkanaście zabytkowych ruletek. W tym interesująca niemiecka z przełomu XIX i XX stulecia. Ma ciekawie rozwiązane wklęsłe miseczki i specjalne kieszenie na kulkę. Takie cacko można upolować na jarmarku perskim już za ok. 500 – 1000 zł.

Która to z kolei wystawa rodzinnej kolekcji?

Fragmenty naszych zbiorów pokazywaliśmy na kilkuset wystawach. Miejsca, gdzie były prezentowane, najlepiej określają jakość tych zbiorów. W 1995 roku w Muzeum Narodowym w Krakowie odbyła się wystawa sztuki art deco, gdzie bodaj większość eksponatów pochodziła z naszej kolekcji.

Z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej w Brukseli na Europaliach pokazano nasze zbiory, co dokumentuje efektowny katalog. Budziły tam zachwyt m.in. najpiękniejsze i najrzadsze guziki z okresu międzywojennego! Z kolei w Zamku Królewskim w Warszawie w 2008 roku na wystawie „Dwudziestolecie. Oblicza nowoczesności” pokazaliśmy ponad 400 eksponatów, w tym np. poszukiwane na rynku antykwarycznym platery zaprojektowane przez Julię Keilową, także oryginalne sprzęty szkolne i sprzęt sportowy. Mocnym uderzeniem była ubiegłoroczna wystawa w krakowskim Bunkrze Sztuki, gdzie na wystawie „Masyw kolekcjonerski” pokazaliśmy ok. 7 tys. zabawek.

W Zamku w Dębnie zachwycała wystawa „Domowe świętości”.

Pokazaliśmy tam zabytkowe dewocjonalia od XV wieku, w tym bardzo ciekawe patriotyczne ryngrafy. Były tam też np. rzadkie medaliki. Otóż z trumien królewiczów Sobieskich zdjęto srebrne okucia, stopiono je i wybito z nich medaliki. Na każdym z nich widnieje napis, z czego powstały.

Ile dziś kosztowałaby tego rodzaju pamiątka?

Nie wymyślę ceny! Nie ma skali porównawczej, bo takie medaliki nie pojawiają się na rynku.

1000 zł kosztuje zabytkowa ruletka z przełomu XIX i XX wieku

Po co organizuje pan te wystawy? Przygotowania zawsze dezorganizują życie rodziny i pracę zawodową.

Zawsze robimy to bezinteresownie. Rzadko nawet drukowany jest katalog, który byłby dokumentem wydarzenia. Lubimy dzielić się radością posiadania tych rzeczy i radością edukowania. Lubię zarażać bakcylem kolekcjonerstwa! Najbardziej lubię wystawy lub pogadanki w szkołach i domach dziecka, zawsze rozdaję wtedy jakieś drobiazgi: pocztówki, monety, znaczki, etykiety od zapałek. Po latach przypadkiem spotykam osoby, które zwierzają się, że pod wpływem takiego spotkania zaczęły kolekcjonować lub przynajmniej ciekawie udekorowały dom.

To były straszne ilości wystaw! Rocznie mam 100 – 150 zaproszeń. Z konieczności muszę dokonywać selekcji. Zawsze w pierwszej kolejności organizuję wystawy lub spotkania dla niewidomych dzieci.

Od 20 lat prowadzi pan w Krakowie antykwariat (www.antyki.krakow.pl). Jaki procent prywatnej kolekcji pozyskał pan dzięki antykwariatowi?

Najwyżej ok. 20 – 30 procent. Antykwariat na pewno ułatwia kolekcjonerskie kontakty. Ludzie dziedziczą mieszkania i zwykle nie wiedzą, co zrobić z ich zawartością. Często pamiątki historyczne lądują na śmietnikach. Wiem to, ponieważ stale zgłaszają się do nas pracownicy przedsiębiorstwa oczyszczania miasta ze swoimi znaleziskami, np. zabytkowymi książkami, dokumentami ważnymi dla historii kraju lub znanych rodzin.

Widzieliśmy się kilka miesięcy temu. Wtedy z dumą prezentował pan upolowaną właśnie pluszową małpę w stanie całkowitego rozkładu. Jakie są jej losy?

O, to jest wielka małpa! Ma pół metra! Pochodzi z ok. 1910 roku. Kupiłem ją na jarmarku staroci. Najpierw kosztowała 600 zł. Ale ponieważ była w stanie, najdelikatniej mówiąc, sypiącym się, nikt jej nie chciał. Po kilku tygodniach dałem za nią 300 zł.

Ile kosztowała naprawa?

W ramach nauki naprawiła ją konserwatorka wolontariuszka, która na naszych zbiorach doskonali swoje umiejętności. Dziś nikt nie odróżni, które ucho zostało dorobione! Sami również w rodzinie z konieczności wyspecjalizowaliśmy się w konserwacji.

Reanimowanie zabytkowych zabawek, które z natury rzeczy są doszczętnie eksploatowane, to jednak muszą być potworne koszty!

Na przykład mamy kilkanaście katarynek. Żeby naprawić taki mechanizm, potrzebna jest wiedza zegarmistrza i specjalisty od naprawy akordeonów. Mówiąc w koniecznym skrócie, aby powstała melodia, maszyna musi trafnie odczytać wycięcia w płycie lub walcu mechanizmu grającego. Regulacja tego wymaga kunsztu. Nikt nie kształci takich specjalistów konserwatorów. Uczą się na naszej kolekcji.

Któraś katarynka lub pozytywka wygrywa Mazurek Dąbrowskiego?

Raz w życiu trafiłem na melodię hymnu narodowego. Było to w 1992 roku. Sprzedawca zażądał równowartości dziesięciu ówczesnych średnich pensji. Niestety, nie było mnie stać na zakup.

Nie trzeba wielkich pieniędzy, żeby stworzyć efektowny zbiór, cenny pod względem historycznym.

Oczywiście, że nie potrzeba! Na przykład można kolekcjonować pojedyncze zabytkowe sztućce. Odpowiednio zakomponowane w płaskiej gablotce ozdobią ścianę kuchni jak najpiękniejszy obraz. Są sztućce nierzadko o zapomnianym już dziś przeznaczeniu, w różnych kształtach, z różnych materiałów. Coś takiego można upolować za parę złotych.

Trafiają się sztućce z wygrawerowanymi nazwami słynnych hoteli, pensjonatów lub herbami znanych rodów.

We wszystkich dziedzinach kolekcjonerstwa nadal trafiają się tanie rarytasy?

20 zł zapłaciłem za numer „Kuriera” z 1922 roku z informacją o zabójstwie prezydenta Gabriela Narutowicza. Numer tej gazety, ale bez tak wyjątkowej informacji, kosztuje 5 zł.

Można za grosze zbierać stuletnie gazety z ciekawymi reklamami. Na przykład przed wojną reklamowano cudowne lekarstwa, skuteczne na wszystko: na zgagę, porost włosów i np. powiększanie biustu. Stuletnia butelka od piwa, w pięknym kształcie, z wytłoczonym znakiem firmowym, z efektownym zamknięciem kosztuje 10 – 60 zł, za 200 – 300 zł można znaleźć naprawdę rzadki muzealny okaz.

W kolekcji znajduje się np. 700 tys. pocztówek i ok. 2 mln guzików. To brzmi jak bajka! Jak pan to policzył?

Bardzo łatwo można to oszacować. W typowym albumie jest X pocztówek. Jeżeli w pudle mieści się określona liczba albumów, to po przemnożeniu przez liczbę pudeł mamy orientacyjną liczbę pocztówek w środku. Proste?! Guziki przyszyte są do tekturek, też można je z grubsza policzyć.

Kolekcja Sosenków liczy kilkadziesiąt podstawowych działów. Między innymi jest tam ok. 40 tys. zabytkowych zabawek. Od lat kibicujemy państwa staraniom o powołanie muzeum zabawek i dzieciństwa. W jakim stadium znajdują się starania?

Zaczynamy od zera. Zabawki miały być wystawiane we dworze w Niepołomicach, ale został przeznaczony na inne cele. Zmienił się też burmistrz miasta, więc rozpoczniemy negocjacje od początku.

Ludzie mówią, że zdobył pan ostatnio ciekawą lalkę...

Jest ogromna! Pochodzi z wytwórni Ernsta Heubacha w Koppelsdorf. Ma przepiękną porcelanową głowę takiej wielkości jak głowa pięcio-, sześcioletniego dziecka. Szukałem już jej w zachodnich katalogach. Takiego cuda nie znalazłem.

W zbiorze jest np. szopka królowej Bony i klocki, którymi jako dziecko bawił się Stanisław Wyspiański. Są rzadkie markowe zabawki światowej klasy wytwórców z XIX stulecia. Kraków nie był zainteresowany muzeum zabawek?

Dyrektor wydziału kultury w urzędzie miasta wyraził kiedyś opinię, że w Krakowie jest za dużo muzeów, a muzeum zabawek tylko generowałoby koszty.

Czytaj więcej o kolekcjach

W Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu  otwarto wystawę zabytkowych gier i zabawek z kolekcji rodziny Sosenków (potrwa do końca kwietnia). Na co szczególnie warto zwrócić uwagę?

Marek Sosenko:

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy