Od 22 kwietnia, gdy dwa dni po potężnym wybuchu zatonęła eksploatowana przez BP platforma wiertnicza Deepwater Horizon, do wód zatoki dostaje się niemal 800 tys. litrów ropy dziennie.
Zawiódł bowiem specjalny podwodny zawór. Od dwóch tygodni inżynierowie spółki próbują go uruchomić. Szukają także innych sposobów na uszczelnienie otworu, z którego bije ropa. Na razie wciąż im się to nie udało, choć wczoraj przy użyciu specjalnych środków chemicznych osiągnięto postęp w zmniejszeniu ilości ropy, która wypływa na powierzchnię.
Równocześnie trwa budowa specjalnej 98-tonowej konstrukcji mającej zakryć miejsce wycieku, ale prace nad nią mogą potrwać jeszcze tydzień. Specjaliści z BP zaczęli już też wiercenie kolejnego otworu, dzięki któremu przejmą wydobywającą się ropę, ale może to zająć ok. 90 dni.
Według agencji AP z ostatnich zdjęć satelitarnych wynika, że plama oleju zajmuje powierzchnię ok. 5200 km kwadratowych. Analitycy prognozują, że usuwanie skutków ekologicznej katastrofy będzie kosztowało BP co najmniej 3 mld dolarów. Nie mają jednak wątpliwości, iż trzeci pod względem wielkości koncern naftowy świata poradzi sobie z takim wydatkiem. Tylko w pierwszym kwartale tego roku firma zarobiła ponad 6 mld dolarów. Akcje BP Petroleum wciąż lecą jednak w dół. Wczoraj były warte najmniej od siedmiu miesięcy, a przez ostatnie dwa tygodnie straciły ponad 15 proc.
Powody do zmartwienia mają nie tylko akcjonariusze spółek naftowych, ale także pracownicy przemysłu rybnego oraz branży turystycznej w Luizjanie, Alabamie, Missisipi i na Florydzie. Według "Forbesa" amatorzy ostryg i krabów w całych USA zastanawiają się zaś już, jak bardzo zdrożeją ich przysmaki. Luizjana – w której obowiązuje już zakaz połowów – była bowiem dotychczas największym dostawcą dużych, dorodnych krabów. Na początku tygodnia wartość 45-kilogramowego worka ostryg podskoczyła już z 29 do 35 dol.