Kreatorzy przy sztalugach

Parada kokietów, czyli co wnieśli do mody słynni artyści. Pelerynę, sztruksowy garnitur, wojskową kamizelkę, skórzaną kurtkę? A może wylansowali własny styl?

Publikacja: 31.12.2010 04:04

Rubens z żoną Isabellą Brant

Rubens z żoną Isabellą Brant

Foto: Forum

To wydarzyło się tej jesieni. Przyjęcie urodzinowe u znanego fotografa stało się dla Edwarda Dwurnika okazją do pochwalenia się garderobą. W ciągu trzech godzin przebierał się trzykrotnie. Za każdym razem pojawiał się w innej markowej marynarce, awangardowo zestawionej z T-shirtem.

Trochę w tym kreacyjnej potrzeby, trochę próżności. Taka tradycja, którą zapoczątkował Albrecht Dürer – jak można wnosić na podstawie autoportretów tudzież zapisków.

Niemiecki geniusz stroił się ponad stan w kosztowne jedwabne koszule i kunsztownie pikowane kamizele. Także Rafael zwracał uwagę wyrafinowanym strojem i długimi lokami – jak książę. Za eleganta uchodził Rubens, co widać na obrazie, na którym pozuje z pierwszą żoną Isabellą Brant: zalotnie założony na bakier kapelusik, haftowana kamizela, łydki obciągnięte jedwabnymi pończochami. Wagę do szlachetnego wyglądu i szlacheckiego kostiumu przywiązywał Velazquez, malujący siebie przy sztalugach w pełnej gali, z orderem.

W przypadku wzmiankowanych powyżej artystów nowością było to, że odrzucili ubraniowe konwencje społecznej klasy, z której się wywodzili. Strojem awansowali siebie na szlachtę.

Wizję artysty-arystokraty utrwalili w masowej wyobraźni XIX-wieczni akademicy. Najmodniejszy ówczesny wiedeński malarz Hans Makart, tytułowany „księciem”, miał zwyczaj co dzień przez godzinę udostępniać publiczności swoje atelier. Występował wówczas w kostiumach stylizowanych na historyczne. A na srebrne gody Franciszka Józefa i cesarzowej Elżbiety wcielił się w Rubensa.

A prawdziwi błękitnokrwiści? To oni wprowadzili styl dandy. Geneza zjawiska sięga czasów tuż po Wielkiej Rewolucji Francuskiej, kiedy pojawili się incroyable (po francusku: nie do uwierzenia). Chodziło o świadome przerysowanie, nonszalancję posuniętą do niechlujstwa (przygnieciony cylinder, za długie poły surduta, za szerokie klapy, spodnie byle jak wpuszczone w wysokie boty; fryzura w „psie uszy”; do tego grubiańskie zachowanie).

W Anglii ten „niewyobrażalny” styl podchwycili Duke Wellington i Beau Brummel, męskie gwiazdy high society, prototypy dandysów. Wellingtonowi zawdzięczamy klasyczne buty do konnej jazdy, powtórzone w fasonie kaloszy. Natomiast „Piękny” Brummel wymyślił strój będący prototypem współczesnego garnituru: ciemny frak plus koszula z wysokim kołnierzem i dobranym krawatem, do tego długie białe spodnie z lśniącymi botami do kolan.

Powie ktoś – Beau nie należał do artystów. Protestuję. Z dzisiejszej perspektywy patrząc, jak najbardziej. Jego kreacją było życie. Nowe pomysły ubraniowe wdrażał na własnym przykładzie. Że to fascynujące – dowodem poświęcone mu filmy, sztuki teatralne, opery i telewizyjne spektakle.

A kto ciekaw, jak obecnie prezentuje się dandys, niech przypatrzy się Jackowi Dehnelowi: ten pisarz-celebryta tworzy własne ubraniowe zasady, które cechują się… brakiem zasad.

[srodtytul]Przeciwko nudzie[/srodtytul]

Pod koniec XIX w. w środowisku twórczym nastała moda na „cygański” wygląd: malowniczo zamotane peleryny, ukrywające sfatygowane ciuchy, aksamitny beret nasunięty na jedno oko, jedwabna kokarda przy kołnierzu koszuli.

U nas największym skupiskiem bohemy był Kraków. Ale wśród „cyganów” znalazł się odłam chłopomański. Fani ludowej stylistyki zakładali sukmany i pasiaste spodnie (jak Rydel w „Weselu”) lub góralskie kierpce i cyfrowane portki.

W tym samym czasie w Wiedniu Gustav Klimt lansował długą do ziemi, pofałdowaną koszulę (pod nią ponoć nic nie wdziewał). To była nowość i powód wzruszeń pań.

Najwięcej w męskiej modzie działo się w Paryżu epoki Expo (tak nazywane są lata przed i po Międzynarodowej Wystawie Powszechnej 1900 r.). Piękny Amadeo Modigliani lansował zwykły sztruksowy garnitur, w którym prezentował się równie atrakcyjnie jak w aksamitach.

Paul Gauguin narzucał na ramiona podbity futrem płaszcz, do tego wysoką futrzaną czapę – co nadawało mu image rosyjskiego bojara. Henri Rousseau zwany Celnikiem – najsłynniejszy naiwista świata – dreptał w dwurzędowym paltocie i meloniku, skromnie jak urzędnik.

Szumu narobiły też Balety Rosyjskie Diagileva. Było tam gęsto od artystów rozmaitych nacji i różnych orientacji. Niektórzy na co dzień nosili się tak, jakby urwali się z przedstawienia. Przykładem – Erté, w istocie Romain de Tirtoff, rosyjski arystokrata działający w Paryżu i Hollywood. Ubierał się z wyszukaną elegancją do końca długiego życia (zmarł w 1990 r. w wieku 98 lat). Jeszcze na starość potrafił założyć spodnie w turecki wzorek, takiż krawat i skórzaną kurtkę.

[srodtytul]Bunt w czapce[/srodtytul]

Przeciwieństwem ślicznie wystylizowanych chłopaków byli awangardyści, od których zaroiło się jeszcze przed pierwszą wojną.

Fowiści – Vlaminck i Derain – wyglądali jak cykliści-apasze, w rozchełstanych koszulach, czapkach z daszkiem i krzykliwych szalikach. Jak na złość, Henri Matisse, nieformalny przywódca „dzikich”, wizualnie dochowywał wierności konserwie, ze swą starannie przystrzyżoną bródką i drucianymi okularkami.

W tym samym czasie Moskwę bulwersowali Michaił Łarionow i jego partnerka Natalia Gonczarowa, paradujący po mieście z malunkami wykonanymi na twarzy i innych partiach ciała. Zresztą, wkrótce ściągnął ich do Paryża Diagilew.

Futuryści dawali spektakle odziani w uroczystą czerń – lecz ich teoretyk i przywódca Filippo Tommaso Marinetti pojawiał się na odczytach w jednej skarpetce różowej, drugiej zielonej.

Szczególnie szokowali kubiści. Taki Pablo Picasso – uważano – nie potrafi ubrać się „normalnie”. Jako jeden z pierwszych nosił się jak robotnik lub bokser. Z okryć – kusa, sztywna jesionka lub stary deszczowiec. Na nogach trepy bądź sandały. Do tego – kombinezon lub portki z wywaloną na wierzch podkoszulką, z czasem wymienioną na pasiasty marynarski T-shirt. Nawet kiedy się wzbogacił, najbardziej lubił chodzić w szortach, sandałach i bawełnianej koszulce z krótkimi rękawami.

W Rosji sportowy image propagowali konstruktywiści, na początku karier wierzący w komunistyczną ideę. Majakowski, Rodczenko, Eisenstein starali się z wyglądu upodobnić do ludzi pracy. Niepotrzebnie – pracujące masy nigdy nie polubiły awangardystów. W żadnym z krajów bloku.

Władze PRL również nie patrzyły przychylnym okiem na malownicze postaci ze świata sztuki. Zresztą, wtedy mało kogo było stać na luz i fantazję. Do dziś trwa legenda szlafroka Henryka Stażewskiego. W pionowe, jaskrawe pasy – dopasowane barwami do jego konstruktywistycznych obrazów. W takim nieformalnym uniformie mistrz przyjmował popołudniami gości. W sytuacjach mniej prywatnych wiązał krawat w geometryczne desenie – prześmiewcza wizytówka tego, czym się twórczo zajmował.

Za oryginała uchodził też Edward Krasiński, zajmujący kanciapę w pracowni Stażewskiego. Mimo przeciwieństw losu i ustroju, zachował z przedwojnia wyjściowy garnitur: jedwabną kamizelkę, surdut i cylinder. Miał także frak, wraz z którym Tadeusz Kantor zaangażował go do „Panoramicznego happeningu morskiego”. Natomiast autora „Umarłej klasy” cechowało upodobanie do białych, rozpiętych pod szyją koszul, czarnych marynarek i najdłuższych w Polsce szalików.

[srodtytul]Golf po polsku i szaliki[/srodtytul]

Znacznie głębiej, bo aż do pasa, obnażał tors Franciszek Starowieyski. Z wyglądu typ romantyczny. Jeśli nosił koszulę, to dopełniał jedwabnym fontaziem, nigdy krawatem. Na towarzyskich spędach widywano go w granatowych marynarkach. Garnitur? Nigdy! Najchętniej – jasne dżinsy, wąskie jak rajstopy. Swobodny ubiór oraz niekonwencjonalne zachowanie sprawiły, że dorobił się opinii rajskiego ptaka szarego socjalizmu.

Wyróżniali się też inni przedstawiciele Polskiej Szkoły Plakatu. Przede wszystkim – Henryk Tomaszewski, znany z „zachodniego” stylu: golf do sztruksowej marynarki i dżinsów. Podobnie nosili się Józef Mroszczak i Jan Młodożeniec. Towarzyszyła im gwardia szalikowców – Waldemar Świerzy, Rosław Szaybo, Leszek Hołdanowicz. Cecha charakterystyczna ich szalików: końce luźno puszczone na poły okrycia i koniecznie w jaskrawym kolorze.

Grube, „narciarskie” golfy stały się niemal mundurem „artychy”. Z twórczymi profesjami kojarzono też niezgrabne, furmańskie kożuchy.

[srodtytul] Fantazje a la hippie[/srodtytul]

Pod koniec lat 60. chłopaki z Akademii Sztuk Pięknych wypowiedzieli wojnę ubraniowym konwencjom. Krakowskie Przedmieście oraz pobliskie lokale (z wyszynkiem, oczywiście) stały się miejscem modowych konfrontacji. Wyróżniał się pewien niewysoki, rozczochrany typ w czerwonych wąskich galotach, dziurawych buciorach pamiętających Armię Czerwoną i wojskowym battle-dressie prowokacyjnie udekorowanym medalami. Nazywał się Jerzy Zieliński, wszyscy zwali go Jurry. Często towarzyszył mu inny nieostrzyżony koleś, również barwny wizualnie, w kwiecistych koszulach – Dobson, czyli Jan Dobkowski. Do tego samego pokolenia kontestatorów należał Antoni Fałat, paradujący w portkach z łowickiego pasiaka.

Była też formacja długopłaszczowców. Granatowy, wcięty szynel nosił Andrzej Dłużniewski (tudzież zwracające uwagę kędzierzawe loki). Henryk Waniek dopełniał długi paltot nasuniętym na oczy kapeluszem. Inni woleli styl paramilitarny. Czarne lub brązowe stare skóry do kostek (trącące służbami SS), kożuchowe kurtki lotnicze (etos Dywizjonu 303), amerykańskie powojenne zrzuty. Ten styl lubili nasi niby-hippisi, potem punki, wreszcie – opozycjoniści lat 80.

Pamiętam Gruppę z lat 80. Wszyscy w nasuniętych na czoła dzianinowych czapkach, zwanych nicholsonówkami (od Nicholsona w „Locie nad kukułczym gniazdem”). Jak ich poprzednicy, lansowali modę niepokorną, antysocjalistyczną z ducha.

[srodtytul]Gdzie są chłopcy…[/srodtytul]

Dziś oryginałów jak na lekarstwo. Własny styl ma Leon Tarasewicz – zawsze w czarnej myśliwskiej kamizeli z dziesiątkami kieszeni i czarnych dżinsach. Do tego latem słomkowa cyklistówka. Kiedyś zaskoczył mnie… szafirowym jedwabnym szalikiem. W upał. Okazało się jednak, że malowniczy dodatek nie służy mu ku ozdobie, lecz – do ocierania potu. Nie można przegapić Tomka Sikory. Ten fotograf od mody nie zmienia ciuchów latami. Uwielbia garderobę vintage, z widocznymi naprawami. Nie rozstaje się z kamizelką i flanelową koszulą „po przodkach”, połatanymi przez teściową. Do tego wielki skórzany płaszcz po przejściach i złachane buciory. Teraz patrzę na moich studentów z Wydziału Mediów ASP – który czymś mnie zaskoczy? Na razie dominuje „udomowiony” styl hip-hopowy. Zobaczymy na dyplomach.

[srodtytul]Sława i ciuch[/srodtytul]

Spójrzmy jeszcze raz na międzynarodową artystyczną scenę. Kto, poza Pablem Picassem, zapisał się w historii mody XX wieku? Andy Warhol, rzecz jasna. Jeden z tych, którzy mają setki sobowtórów. Wystarczy założyć srebrną, poczochraną perukę, ciemne okulary, skórzaną kurtkę i T-shirt, a już podobieństwo murowane. Z biegiem lat, wraz z narastającym zakupoholizmem, Warhol zatracał swój konsekwentny styl, obrastał w miliony rzeczy, których nawet nie zdążał rozpakowywać. Jego przeciwieństwem był Joseph Beuys – zawsze w tym samym klasycznym kapeluszu i wojskowej kamizelce z mnóstwem kieszeni.

Wśród Brytyjczyków, zasługi na polu mody mają David Hockney oraz duet Gilbert & George. W ich przypadkach – zero ekstrawagancji. Byli i są prowokacyjnie konserwatywni, antyartystowscy. Hockney wylansował duże optyczne okulary w szylkretowej oprawie, sweterek w serek i grzeczne koszule. Gra tylko barwami ubioru.

Gilbert & George z tradycyjnego garnituru zrobili swój trademark. Gdy pojawiają się na zdjęciach (a fotografie własnych postaci służą im za surowiec do większych kompozycji), z wyglądu przypominają bankowych kasjerów.

Kolejny wyrazisty typ to Helmut Newton. Moim zdaniem najelegantszy man wszech czasów. Najczęściej w jasnoniebieskich dżinsach, białych butach (miał ich kilkadziesiąt par, od skórzanych oksfordów po tenisówki), wyrafinowanie zestawionej marynarce, z chusteczką w butonierce. Nie zapominajmy też o okularach w ciemnej, wyraźnej oprawie! Nawet w ferworze pracy, biegając z gołym opalonym torsem, wydawał się starannie wystylizowany.

Na koniec o antymodzie, która stała się najpowszechniejszym międzynarodowym stylem męskim ostatniego dwudziestolecia. Do jej wylansowania przyczynili się anonimowi grafficiarze, ale także Keith Haring i Banksy, najsłynniejsi na świecie streetarterzy.Więc – sportowe buty (w razie interwencji straży miejskich ułatwiające ucieczkę), spodnie o obniżonym kroku, T-shirt z wywrotowo-prowokacyjnym nadrukiem, bluza z kapturem zasłaniającym twarz, plecak z malarskim ekwipunkiem. Popatrzcie dookoła – wszędzie kręcą się naśladowcy tych artystów. Tylko – czy o tym wiedzą?

[ramka]Miliony za prace artystów, którzy tworzyli modę

Paul Gauguin – „Maternité” 39,2 mln dol. (Sotheby’s, 2004 r.)

Henri Matisse – rzeźba z brązu „Akt kobiety” 48 mln dol. – 29,5 mln funtów (Christie’s, 2010 r.)

Maurice Vlaminck – „Le jardinier” 10,7 mln dol.

André Derain – „Arbres a Collioure” 24 mln dol. – 16,2 mln funtów (Sotheby’s, 2010 r.)

Amadeo Modigliani – „Jeanne Hébuterne” 31,3 mln dol. (Sotheby’s, 2004 r.)

Pablo Picasso – obrazy „Nude, Green Leaves and Bust” 106 mln dol. (Christie’s, 2010 r. ) i „Chłopiec z fajką” 104 mln dol. (2004 r.) – rekordy świata

Andy Warhol – obraz „Autoportret” 32,6 mln dol. (Sotheby’s, 2010 r.)

Joseph Beuys – katalog z 1985 r., 1,2 tys. euro (sprzedaż internetowa)

Gilbert & Georg – „The Singing sculpture”, litografia 25 tys. dol. (sprzedaż internetowa, 2010 r.)

David Hockney – obraz „Beverly Hills Haousewife” 5,2 mln funtów – 8 mln dol. (Christie’s, 2009 r.)

Helmut Newton – fotografia cz-b „Pocałunek”: 9 tys. euro (aukcja w Sotheby’s, 2010 r.)

Keith Haring – mały obraz: 670 euro; grafiki: od 5 euro (propozycje w sprzedaży internetowej, 2010 r.)

Banksy – praca „Space Girl & Bird”: 288 tys. euro (rekord aukcyjny Banksy’ego, aukcja w Christie’s 2007 r.) [/ramka]

To wydarzyło się tej jesieni. Przyjęcie urodzinowe u znanego fotografa stało się dla Edwarda Dwurnika okazją do pochwalenia się garderobą. W ciągu trzech godzin przebierał się trzykrotnie. Za każdym razem pojawiał się w innej markowej marynarce, awangardowo zestawionej z T-shirtem.

Trochę w tym kreacyjnej potrzeby, trochę próżności. Taka tradycja, którą zapoczątkował Albrecht Dürer – jak można wnosić na podstawie autoportretów tudzież zapisków.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy