Według prognoz najstarszych górali Anna Streżyńska obroni swoje stanowisko… chyba, żeby została zmuszona do odejścia. W drugim przypadku mnie osobiście byłoby przykro, ale myśląc o rynku nie martwiłbym się nadmiernie. Skutków końskiej kuracji, jaką zafundowała polskiemu rynkowi telekomunikacyjnemu aktualna szefowa UKE nie da się już odwrócić. Nawet, gdyby po niej nastała osoba mniej zdeterminowaną, to ciuchcia jedzie po swoim torze.
Powiem więcej: nie dobrze, gdyby skuteczne nadzorowanie jakiejkolwiek sfery społeczno-ekonomicznej miało zależeć od talentów i poświęcenia jednej osoby. Skuteczne działanie każdego urzędu powinny gwarantować odpowiednie procedury oraz zwykła urzędnicza wiedza i rzetelność. Czy to znaczy, że Streżyńska powinna uwolnić UKE od swojej przemożnej osobowości? Wcale nie. Pro publico bono jest nie robić sprawy ani z tego, czy odejdzie, ani z tego, czy zostanie. Bo na pewno zostanie UKE, jako regulator.
Intuicyjnie myślę, że Annie Streżyńskiej uda się wywalczyć drugą kadencję. Po pierwsze, skoro już rzuciła rękawicę, to ja nie za bardzo widzę kontrkandydata. Po drugie, branża telekomunikacyjna raczej ją popiera. I dla TP, i dla operatorów alternatywnych jest gwarancją stabilizacji wypracowanego w 2009 r. porozumienia. Po jego zawarciu na głównego „ukeżercę” wybił się Polkomtel – rzekomo dobrze ustosunkowany u rządzących. Swoje zapewne dołoży poseł Janusz Piechociński, który za szefową UKE – delikatnie mówiąc – także raczej nie przepada. Czy to wystarczy do utrącenia Streżyńskiej? Mam nadzieję, że nie. Nie dlatego, że rynek telekomunikacyjny się zawali, bo się nie zawali. Ale chciałbym żeby polityczne matactwa na rynek nie wpływały.
Jeżeli ktoś udowodni – powtarzam: udowodni, a nie tylko stwierdzi - że działania Streżyńskiej per saldo zaszkodziły rynkowi, to niechaj ją pożrą. Mnie na razie nikt nie przekonał. Przyznaję, że nie wszystkie działania UKE, nie wszystkie gierki urzędu mi się podobają. Co do środków mi się nie podobają, a nie co do celów. Bo cele zwykle mogę zrozumieć.
To zresztą ciekawe, że w polskiej administracji pojawiło się ciągu ostatnich lat kilka mocnych kobiet, które bez kompleksów biorą się za duże sprawy. Najpierw Anna Streżyńska, potem szefowa UOKiK Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel (której działania nota-bene uważam za wyraźnie wzorowanych na taktyce Streżyńskiej). Panowie, co się dzieje?