Moda Joanny Klimas

Joanna Klimas, projektantka mody, opowiada Beacie Chomątowskiej o swojej marce i jak ją reaktywowała

Publikacja: 11.02.2011 03:05

Moda Joanny Klimas

Foto: Fotorzepa, Monika Zielska Monika Zielska

[b]Rz: Sławni i bogaci, blichtr, wielki świat, duże pieniądze. Od pokazu do imprezy – tak płynie życie znanego projektanta mody?[/b]

Joanna Klimas: Pół dnia pławię się w wannie pełnej szampana, a wieczorem limuzyną na bankiet.

[b]Wyczuwam ironię.[/b]

Niektórzy właśnie tak to sobie wyobrażają. Projektant to ma klawe życie. Bryluje na salonach z ludźmi z kronik towarzyskich, nie przepracuje się, a jeszcze mu sporo płacą. Rzeczywistość – przynajmniej w Polsce – ma z tym niewiele wspólnego.

[b]Jak więc wygląda?[/b]

Owszem, są gwiazdy, czasem bankiety, ale przecież to biznes, a więc mnóstwo pracy i duża odpowiedzialność finansowa. W wolnym czasie projektant nie tylko wymyśla nową kolekcję, ale między wrześniem a marcem, kiedy zaczynają się pokazy, musi zadbać o to, żeby mieć ją gdzie uszyć, kupić tkaniny, zapłacić za wykonanie i znaleźć na wszystko nabywców, dla których urządza się osobne pokazy, zwane handlowymi. Jest to o tyle trudne, że rynek mody w światowym rozumieniu tego słowa u nas praktycznie nie istnieje. Jesteśmy więc postrzegani jako krajowy odpowiednik takich kreatorów jak Prada czy Yves Saint-Laurent, tyle że nie stoją za nami wielkie firmy ani sieci sklepów, jak w ich przypadku. Zaledwie kilku polskich projektantów ma własny sklep.

[b]A na Zachodzie każdy projektant ma sklep?[/b]

W Paryżu, Mediolanie czy Nowym Jorku istnieją miejsca, gdzie początkujący projektant może pokazywać i sprzedawać swoje kolekcje. To tzw. multibrandy, sklepy, w których można znaleźć ubrania z metką zarówno uznanych nazwisk, jak i młodych zdolnych. W ten sposób ci drudzy mają szansę na dobry start. Tego typu sklepy są także w Kijowie czy Sankt Petersburgu.

[b]Czemu nie w Warszawie?[/b]

Są dwa równie ważne powody. Pierwszy to wciąż zbyt niski poziom dochodów Polaków w stosunku do mieszkańców Europy Zachodniej. Drugi to cena, jaką płacimy za 50 lat szarości, biedy i bezguścia. W ciągu ostatnich dziesięciu lat polska ulica bardzo się zmieniła. Polki wyglądają coraz lepiej, śledzą najnowsze trendy. Tyle że widać na nich głównie ubrania z sieciowych sklepów, dostępne w setkach egzemplarzy na całym świecie.

Nie twierdzę, że inteligentna dziewczyna obdarzona dobrym gustem nie może się ubrać od stóp do głów w H&M i świetnie wyglądać. To dobrze, że ma szansę bawić się modą, uczyć się jej za niewielkie pieniądze. Jednak często brak jej wrodzonej wrażliwości estetycznej. Wyrafinowania trudno oczekiwać od społeczeństwa, które najpierw przetrzebiły wojny, a potem przez 50 lat otaczała brzydota i szarzyzna PRL. Przeciętna Francuzka czy Włoszka dorasta w przestrzeni ukształtowanej przez tradycję i dobry gust wielu poprzednich pokoleń, będącej efektem mariażu dużych pieniędzy ze sztuką. Od dziecka dostaje potężną dawkę piękna i stylu, co później procentuje. U nas tego brak. Dlatego wciąż nie doceniamy jakości. Brak nam przekonania, że warto wydać więcej na ubranie, zwłaszcza z metką znanego projektanta. I niekoniecznie chodzi o wieczorowe suknie w stylu glamour. Patrzymy na zdjęcie Carli Bruni w prostej, wręcz ascetycznej sukience i myślimy: pewnie kosztowała krocie, a wygląda identycznie jak ta, którą widziałam w Zarze. Tyle że wykonanie tej sukienki i tkanina, z jakiej została uszyta, to zupełnie inna jakość.

[b]Moda z wysokiej półki może być polskim produktem eksportowym?[/b]

Jak najbardziej. Szkoda tylko, że nie możemy bazować na polskich tkaninach. Otwierając po dziesięcioletniej przerwie atelier na Muranowie, chciałam w większym stopniu z nich korzystać. Ale, niestety, dziś wytwarzające je fabryki nie miały szans konkurować z tym, co oferuje rynek. We Włoszech istnieją takie miasta jak Prato albo Como, w których tysiące fabryk i fabryczek co sezon ma za zadanie wyprodukować coś nowego, co stanie się hitem, bo tkanina to moda, a moda to zmienność. Dlatego zakupy robię we Włoszech, czasem we Francji. Natomiast szycie odbywa się na miejscu, w atelier na warszawskim Muranowie. Korzystam też z usług innych firm konfekcyjnych na zasadach outsourcingu. Inwestuję w polskich rzemieślników, podczas gdy sieciowe marki zlecają masową produkcję w Chinach.

[b]Co sprzedają teraz znani polscy projektanci?[/b]

Największy popyt jest na suknie wieczorowe i na specjalne okazje. Tworzenie takich projektów też sprawia mi przyjemność. Jednak marzy mi się prowadzenie domu mody z prawdziwego zdarzenia. Projektowanie i produkowanie ubrań, w których kobieta czuje się dobrze każdego dnia. Tak jest na świecie. W każdym domu mody są różne linie. Nie zawsze to, co widzimy na pokazie, jest tym, co znajdziemy potem w sklepach. Ale to, co widać na pokazie, obrazuje styl danej marki, kierunek, w jakim zmierza. Pokaz to jest nastrój, wyobraźnia, bo sprzedaż mody to także sprzedaż marzeń.

[b]Dlaczego psycholog kliniczny, terapeuta współpracujący z Laboratorium Psychoedukacji, zajął się modą?[/b]

O byciu projektantką marzyłam tak samo jak o zawodzie psychologa, czyli wcale. Nie przychodziło mi to do głowy, w dzieciństwie nie zarysowywałam zeszytów wymyślanymi kreacjami. Zadecydował przypadek. Chciałam być reżyserem. Wówczas wahałam się, czy wybrać polonistykę, filozofię czy psychologię. Potem zaczęłam praktykę terapeutyczną i niesamowicie mnie to wciągnęło. Miałam szczęście trafić do awangardowego Laboratorium Psychoedukacji. Byłam uczennicą Jacka Santorskiego i Wojciecha Eichelbergera – uznanych psychoterapeutów. Poszukujące, ciekawe środowisko. W tym czasie mój ówczesny mąż założył z kilkoma członkami rodziny i przyjaciółmi joint venture. Mieli ambitny plan: chcieli stworzyć właśnie pierwszy polski dom mody. Ten model biznesowy jednak się nie sprawdził i spółka zaczęła mieć problemy. Pomyślałam: spróbuję im pomóc. Co prawda zupełnie się na tym nie znam, ale firma jest już w tak złej kondycji, że bardziej jej nie zaszkodzę. Napędzała mnie ciekawość i odczuwana przez wszystkich ekscytacja, że wreszcie można samemu prowadzić działalność gospodarczą, stworzyć coś od zera.

[b]Łatwo było się przestawić na zupełnie nowe tory?[/b]

Codziennie się uczyłam. Krok po kroku. Wydeptywałam ścieżki w urzędach, prosząc o wyjaśnianie przepisów. Już zawsze będę pamiętać żółtą książkę telefoniczną, w której podkreślałam numery telefonów: „firma konfekcyjna, Targówek”. Dzwoniłam, przedstawiałam się i wypytywałam o zasady prowadzenia takiego przedsięwzięcia. Jak liczyć pracę na akord? Gdzie znaleźć brygadzistki? Zaprzyjaźniałam się z szefowymi produkcji. Któregoś dnia sama zaczęłam coś upinać na manekinie. Spodobało mi się. Pracownicy obserwowali mnie z niedowierzaniem: co to za dziwne proste żakiety? Przestali, kiedy pojawiły się pierwsze złaknione właśnie takich ubrań klientki.

[b]To były lata 90. Kto wtedy kupował ubrania z metką Klimas?[/b]

Kobiety wykształcone, niezależne finansowo, wykonujące różne zawody, z całej PoIski. Wtedy jednak było zupełnie inaczej. W telewizji królowała „Dynastia”, synonimem luksusu utożsamianego z dobrym smakiem był Versace. Na tym tle to, co proponowałam – proste, minimalistyczne zestawienia – wyglądało na rewolucję. Przyciągało uwagę, było alternatywą. Międzynarodowe sieci wtedy pewnie dopiero rozważały wejście na polski rynek. Nie było też kolorowych magazynów w rodzaju „Show” czy „Party”, pokazujących głównie zdjęcia z kronik towarzyskich, które mają ogromny wpływ na kształtowanie gustu Polek. Czasem mam wrażenie, że to, co zaprezentował projektant na pokazie, jest mniej ważne niż gwiazdy, które się tam pojawiły. Umówmy się, że gwiazdy są wszędzie, to nie tylko polski fenomen, ale warto by również poświęcić więcej uwagi samej kolekcji. Naturalne jest też, że projektanci mają swoje gwiazdy, swoje muzy. Taką muzą była Catherine Deneuve dla Yves Saint-Laurenta. Ja od niedawna współpracuję z Anną Dereszowską.

[b]A to, że Joanna Klimas, wypracowawszy silną markę, zniknęła z rynku, tłumacząc później: zrobiłam to, żeby Klimas mogła zostać Klimas, nie było błędem? O co chodziło?[/b]

Powód był prozaiczny. Kryzys roku 2000. Żeby wtedy utrzymać firmę, musiałabym projektować rzeczy, których bym się potem wstydziła. Nie mogłam iść na taki kompromis. Liczyłam, że wkrótce nastąpi przełom i znów będę coś robiła. I w pewnym sensie tak się stało – dostałam propozycję projektowania strojów dla opery. Poza tym czytałam, zajmowałam się sztuką, robiłam to, na co wcześniej brakowało mi czasu.

[b]Na co liczy projektant, który świadomie zniknąwszy, postanawia powrócić po dziesięciu latach?[/b]

To proste. Uznałam, że lubię to robić. I potrafię.

[ramka][srodtytul]Znaki firmowe projektantki[/srodtytul]

Joanna Klimas (ur. w Warszawie) po studiach na Wydziale Psychologii UW pracowała dziesięć lat jako psychoterapeuta. W 1994 r. zajęła się upadającą firmą konfekcyjną. Jej pierwsze projekty okazały się rewolucją w latach 90. Proponowała styl określany wówczas na świecie słowem „minimalizm”. Proste formy, doskonały krój i szlachetne tkaniny stały się znakiem firmowym projektantki. Pismo „ELLE” dwukrotnie wyróżniło ją nagrodą dla najlepszego projektanta (1998 i 1999). W 1996 r. otwarty został butik marki Joanna Klimas przy

ul. Chmielnej w Warszawie. Rok później odbyły się jej pionierskie pokazy. Wprowadziły one nowe standardy. Modelki szły jedna za drugą. Wcześniej prezentowały ubiory w układach choreograficznych. W 1997 r. w starej Fabryce Koronek przy ul. Burakowskiej Klimas otworzyła atelier. Była pionierką sesji modowo-reklamowych w Polsce. W 2001 r. wycofała się ze świata mody. Projektuje kostiumy operowe, m.in. w 2002 r. do „Oniegina” w inscenizacji Mariusza Trelińskiego. W 2008 r. otwiera nową pracownię na Muranowie przy ul. Zamenhofa. Oprócz wzorcowni i sklepu jest tam kawiarnia ze zbieranymi przez lata książkami i czasopismami o modzie i sztuce. Premiera nowej kolekcji na początku marca 2011.

—Bartosz Bator[/ramka]

[b]Rz: Sławni i bogaci, blichtr, wielki świat, duże pieniądze. Od pokazu do imprezy – tak płynie życie znanego projektanta mody?[/b]

Joanna Klimas: Pół dnia pławię się w wannie pełnej szampana, a wieczorem limuzyną na bankiet.

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy