Podobne protesty odbyły się w kilku innych miastach Polski. – W naszym przeżartym korupcją kraju nie jest możliwe zbudowanie bezpiecznej elektrowni jądrowej. Poza tym niezbędny do jej uruchomienia uran musielibyśmy sprowadzać z zagranicy, a to dodatkowo uzależni nas od innych państw – przekonuje Piotr Montowski, organizator manifestacji w Poznaniu. W stolicy Wielkopolski były na wczoraj zaplanowane aż dwie pikiety – jedna w centrum, druga przed biurem Platformy Obywatelskiej.
Wczorajsze protesty przyciągały po kilkadziesiąt osób wywodzących się głównie z organizacji anarchistycznych, ekologicznych, zwolenników Inicjatywy Antynuklearnej. Okazją była 25. rocznica katastrofy w Czarnobylu. Ale pikietujący powoływali się także na świeży przykład awarii w japońskiej Fukushimie. Czy liczba przeciwników atomu nad Wisłą zacznie wzrastać?
– Protesty przeciwko energii jądrowej stały się w Europie swego rodzaju rytuałem. Nie sądzę jednak, by przeciwnicy atomu byli w stanie przekonać do swych racji jakąś większą liczbę osób – uważa profesor Ryszard Cichocki, socjolog z Uniwersytetu imienia Adama
Mickiewicza w Poznaniu. – Badania przeprowadzone po katastrofie w Fukushimie pokazały, że spora grupa osób myśli tak: ,,jeśli nawet tsunami nie było w stanie całkowicie rozwalić elektrowni, to znaczy, że jest ona dobrze zabezpieczona".
Według Przemysława Wiplera, eksperta ds. energetyki, Polska jest na atom skazana. – Polityka regulacyjna sprawia, że na poważnie możemy rozmawiać o dwóch nośnikach energii – gazie, który jest sprowadzany głównie z Rosji, i właśnie energii jądrowej. A że każde państwo powinno dbać o dywersyfikację źródeł, rozwiązanie jest oczywiste – podkreśla.