Unii brak odwagi wobec Grecji

W słowniku unijnej nowomowy pojawił się nowy termin: przeprofilowanie. Dotyczy to długu greckiego, którego rząd w Atenach żadną miarą nie spłaci w przewidzianym terminie.

Aktualizacja: 20.05.2011 03:56 Publikacja: 20.05.2011 01:09

A Bruksela nie chce przyznać, że potrzebna jest restrukturyzacja. Bo być może pojawiłyby się pytania, dlaczego nikt o tym nie pomyślał rok temu, zamiast pompować w Grecję 110 mld euro za reformy, których ta i tak nie przeprowadzi?

Ostatnie tygodnie to pokaz prawdziwej słownej akrobacji ze strony unijnych polityków. Jose Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, Oli Rehn, komisarz ds. gospodarczych, Jean-Claude Juncker, szef eurogrupy, czy Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego, zgodnie deklarują: nie ma mowy o restrukturyzacji długu greckiego. Przynajmniej do 2013 r., kiedy to wejdzie w życie europejski mechanizm stabilizacyjny opisujący warunki restrukturyzacji długu kraju strefy euro i szczegółowe zasady redukcji należności prywatnych wierzycieli.

 

Ale w takim razie, co stanie się wcześniej? Wiadomo, że w myśl umowy zawartej z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Komisją Europejską już w 2012 r. Grecja powinna wrócić na rynki finansowe i pożyczyć tam 27 mld euro. I wiadomo, że jej się to nie uda, czyli nie będzie w stanie zrefinansować swojego długu. Co wtedy?

Otóż wtedy może nastąpić... przeprofilowanie (ang. reprofiling). To nowe słowo oznacza faktycznie restrukturyzację. Tyle że nie w formie redukcji nominalnej wartości długu (bo to zostawiamy sobie na 2013 r.), ale poprzez wydłużenie terminu spłaty i/lub obniżenie oprocentowania.

Chodzi po prostu o to, aby Grecja nie musiała pożyczać na rynku pieniędzy przed 2013 r., bo wtedy stanie się jasne, że nie będzie w stanie tego zrobić. Na razie odsuwamy więc problem na przyszłość.

 

To typowe dla UE zachowanie: nie nazywamy rzeczy po imieniu, a problemy odkładamy na jutro. Faktycznie bowiem, jakichkolwiek jeszcze słów użyją eurokraci, posiadacze greckiego długu stracą i to dużo. Najpierw będą musieli się pogodzić z niższymi odsetkami i niższymi ratami kapitałowymi, a potem już zapiszą wprost w swoich księgach zmniejszoną wartość należności.

Dla podatników czy udziałowców banków i funduszy inwestycyjnych nie będzie miało znaczenia, czy ten proces nazwano restrukturyzacją miękką, twardą czy przeprofilowaniem. Dla nich Grecja okaże się po prostu nieuczciwym dłużnikiem i bankrutem, za którego unijni politycy ręczyli do końca.

Anna Słojewska z Brukseli

A Bruksela nie chce przyznać, że potrzebna jest restrukturyzacja. Bo być może pojawiłyby się pytania, dlaczego nikt o tym nie pomyślał rok temu, zamiast pompować w Grecję 110 mld euro za reformy, których ta i tak nie przeprowadzi?

Ostatnie tygodnie to pokaz prawdziwej słownej akrobacji ze strony unijnych polityków. Jose Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, Oli Rehn, komisarz ds. gospodarczych, Jean-Claude Juncker, szef eurogrupy, czy Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego, zgodnie deklarują: nie ma mowy o restrukturyzacji długu greckiego. Przynajmniej do 2013 r., kiedy to wejdzie w życie europejski mechanizm stabilizacyjny opisujący warunki restrukturyzacji długu kraju strefy euro i szczegółowe zasady redukcji należności prywatnych wierzycieli.

Ekonomia
Brak wody bije w konkurencyjność
Ekonomia
Kraina spierzchniętych ust, kiedyś nazywana Europą
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień