Na dole Hans, jedyny trzeźwy, próbuje z całych sił utrzymać kolegów. Czy da radę?
Wydarzenia minionych dni mogą zapowiadać początek końca próby utrzymania spokoju w strefie euro kosztem niemieckich podatników. Jeżeli kryzys wycieńczający Grecję, Irlandię i Portugalię rozleje się na Hiszpanię, a potem na Włochy, to możemy doświadczyć kryzysu na skalę, która zagrozi wizji wspólnej Europy budowanej od 50 lat.
Lipiec 2011. Nowy dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego, madame Lagarde, bez makijażu, bez snu od trzech dni, przebywa w Monachium, naradzając się z prezesem Europejskiego Banku Centralnego i liderami kilku największych krajów strefy euro. W minionym miesiącu przez Grecję, Portugalię i Hiszpanię przetoczyła się fala protestów, społeczeństwa tych krajów odmówiły dalszego zaciskania pasa. Agencje ratingowe obniżyły rating Hiszpanii, która musi płacić 12 proc. rocznie za nowe kredyty.
Euro traci gwałtownie na wartości na rzecz franka i dolara, nastroje konsumentów i biznesu ostro pikują, sygnalizując nadchodzącą ciężką recesję w strefie euro.
Badania opinii publicznej w Niemczech wskazują, że 85 proc. Niemców popiera wyrzucenie Grecji ze strefy euro, a 75 proc. chce powrotu marki niemieckiej, obawiając się, że słabe euro doprowadzi do silnej inflacji. Dwa dni wcześniej Chiny odmówiły dalszego pożyczania pieniędzy Hiszpanii. Od trzech tygodni indeksy giełdowe na całym świecie spadły o ponad 20 proc. Susze w jednych krajach i powodzie w innych dalej pchają ceny żywności do góry.