To, o czym milczano

Szczęśliwie kończy nam się już kampania przed wyborami parlamentarnymi. Szczęśliwie, gdyż obiektywnie rzecz biorąc, sprawy poszły lepiej niż w przeszłości.

Publikacja: 07.10.2011 01:36

Witold Orłowski

Witold Orłowski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Najważniejsze, że obyło się bez poważniejszych prób rozmontowania finansów publicznych, jakie na fali radosnego, przedwyborczego podniecenia niejednokrotnie fundowali nam w przeszłości posłowie i senatorowie.

A jest co wspominać... W roku 2001, właśnie wówczas, kiedy minister Bauc poinformował, że wali się budżet państwa, pracujący ponad partyjnymi podziałami parlamentarzyści przegłosowali wzrost rocznych wydatków budżetowych o 30 miliardów złotych. Cztery lata później entuzjastycznie przyjęli wartą kilkadziesiąt miliardów złotych propozycję górników co do zmiany organizacji systemu emerytalnego, tak by większość ich emerytur pokrywał z przyszłych podatków budżet (o innych drobiazgach, na łączną sumę kilku miliardów, nie warto nawet wspominać).

W roku 2007 wielkich fajerwerków w sferze finansowej nie było (wtedy na tapecie były akcje CBA), ale obecnie  wobec nieszczególnej sytuacji gospodarczej aż prosiło się, by powrócić do tematu. To, że w ciągu ostatnich tygodni nie mieliśmy w Sejmie głosowań nad gigantycznym wzrostem wydatków budżetowych, jest niewątpliwie – piszę to bez żadnej ironii –zasługą zarówno rządzącej koalicji, jak i opozycji.

Znaczenie tego pozytywnego zjawiska nieco umniejsza fakt, że choć żadnych głosowań nie było, tradycyjnie pojawiły się za to bzdurne i niemożliwe do realizacji obietnice wyborcze. Szacunki dotyczące skali tych obietnic różniły się, ale chodziło o kwoty od skromnych kilku – kilkunastu miliardów złotych proponowanych przez PO poprzez kilkadziesiąt miliardów obietnic PiS i PJN aż do stu kilkudziesięciu, na które licytowały się PSL i SLD.

Generalnie należy zauważyć, że nasi politycy nie wyszli jednak pod tym względem z prowincjonalnego zaścianka. W końcu prezydent Obama szafował bilionami dolarów. Więcej odwagi i wyobraźni!  Dlaczego nie zaproponować, że budżet dołoży każdemu uczciwemu Polakowi do pensji tyle, żeby zarabiał więcej od przeciętnego Niemca? Kosztowałoby to zaledwie nieco powyżej biliona złotych (oczywiście, kwotę można by zmniejszyć, wprowadzając bardziej rygorystyczną definicję „uczciwego Polaka"). A cóż zostało z dawnej fantazji, z którą co wybory oferowano wybudowanie kilku milionów mieszkań? Z odpowiednimi dopłatami państwa też wyszłoby tanio jak barszcz, poniżej biliona.

Nie da się ukryć, że zgłaszanie absurdalnych propozycji wzrostu wydatków stanowi część folkloru politycznego współczesnej Polski, na szczęście nie przekładając się na gospodarczą rzeczywistość. Jest to swoista gra, w której politycy bez zmrużenia oka składają kłamliwe obietnice, a wyborcy nie mają potem do nich żadnej pretensji za to, że nie są one realizowane (zresztą chwała Bogu!).  Biorąc to pod uwagę, sądzę, że w obecnej kampanii również nie doszło do jakiejś rażącej przesady. O dziwo, część obietnic dałoby się może nawet zrealizować, oczywiście pod warunkiem dokonania oszczędności w innych wydatkach państwa.

W sumie więc obecna kampania nie przebiegała najgorzej. Z jednym wyjątkiem niedotyczącym tego, co mówiono, ale o czym milczano.

Wszystkie partie, jak jeden mąż, milczały na temat radykalnych reform, jakich potrzebują polskie finanse publiczne. Milczały na temat konieczności podniesienia wieku emerytalnego.  Milczały na temat rysującej się na horyzoncie nowej fali wielkiego globalnego finansowego kryzysu. A ja chętnie posłuchałbym uczciwej dyskusji właśnie na te tematy.

Autor jest profesorem i głównym ekonomistą PwC

Najważniejsze, że obyło się bez poważniejszych prób rozmontowania finansów publicznych, jakie na fali radosnego, przedwyborczego podniecenia niejednokrotnie fundowali nam w przeszłości posłowie i senatorowie.

A jest co wspominać... W roku 2001, właśnie wówczas, kiedy minister Bauc poinformował, że wali się budżet państwa, pracujący ponad partyjnymi podziałami parlamentarzyści przegłosowali wzrost rocznych wydatków budżetowych o 30 miliardów złotych. Cztery lata później entuzjastycznie przyjęli wartą kilkadziesiąt miliardów złotych propozycję górników co do zmiany organizacji systemu emerytalnego, tak by większość ich emerytur pokrywał z przyszłych podatków budżet (o innych drobiazgach, na łączną sumę kilku miliardów, nie warto nawet wspominać).

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy