Pod koniec października przywódcy europejscy zarysowali wreszcie polityczny plan wychodzenia z kryzysu niewypłacalności w strefie euro. Ten długo wyczekiwany scenariusz został początkowo z entuzjazmem przyjęty przez rynek finansowy. Nie znaczy to bynajmniej, że inwestorzy pozbyli się wszelkich wątpliwości. Wręcz przeciwnie, tych wątpliwości nawet przybyło, co widać było na rynku w miarę upływu czasu i przybywania komentarzy po szczycie w Brukseli. Ale Europa wreszcie przestała ględzić o konieczności stworzenia planu skoordynowanych działań i zaczęła mówić o tym, jak ten plan wprowadzić w życie.
Myślę, że we wzbudzeniu pierwszej fali euforii na rynku niedocenioną rolę odegrał nowy prezes EBC, który w dyskretny, lecz stanowczy sposób zapowiedział kontynuację używanych dotąd przez bank „niestandardowych instrumentów" w polityce pieniężnej. Dla inwestorów z rynku finansowego oznacza to jedno: cokolwiek działoby się z planem zarządzania kryzysem w strefie euro, EBC będzie nadal zapewniał bankom nieograniczoną płynność i będzie aktywny na rynku długu, skupując obligacje krajów zagrożonych niewypłacalnością. Innymi słowy: dylemat, czy po zmianie prezesa Europejski Bank Centralny skupi się wyłącznie na tym, co jest objęte jego mandatem, czyli na kwestiach płynnościowych, czy będzie zajmował się również kwestiami niewypłacalności, został rozstrzygnięty na korzyść niestandardowych, pozamandatowych, środków.
Polityczny plan zarządzania kryzysem jest pełen znaków zapytania w kwestiach technicznych w zasadzie w każdym ze swoich trzech filarów. Grecki premier, dysponujący w parlamencie wątłą trzyosobową większością i borykający się z wewnętrzną opozycją, niespodziewanie zapowiadający głosowanie nad wotum zaufania i narodowe referendum na temat pakietu oszczędnościowego, zwiększył tylko chaos i niepewność. Myślę, że do tego samobójczego w tych warunkach referendum w końcu nie dojdzie. Ale problemy z Grecją i, szerzej, problemem niewypłacalności w strefie euro zostaną z nami na dłużej. Wymieńmy więc te najważniejsze:
1. 50 proc. redukcji greckiego zadłużenia.
Zaangażowanie inwestorów prywatnych na poziomie redukcji o połowę wartości obligacji greckich musi być dobrowolne. Tak, jak przy wcześniejszej propozycji redukcji zadłużenia o 21 proc. kluczowa pozostaje tu partycypacja i uniknięcie sytuacji, która zmusiłaby agencje ratingowe do potraktowania przypadku Grecji jako tzw. credit event, czyli do ogłoszenia formalnej niewypłacalności ze wszystkimi tego konsekwencjami.