Współpraca między uczelniami i firmami musi nabrać rozpędu

Współpraca między polskimi uczelniami i firmami musi nabrać rozpędu. Stawką jest rosnąca innowacyjność, na którą wpływ ma nie tylko liczba nowych wynalazków, ale też ich powszechne zastosowanie użytkowe

Publikacja: 07.05.2012 01:43

Komercjalizacji wynalazków powinniśmy się uczyć od USA – zgodzili się uczestnicy debaty zorganizowan

Komercjalizacji wynalazków powinniśmy się uczyć od USA – zgodzili się uczestnicy debaty zorganizowanej przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Innowacyjność gospodarki, nie tylko polskiej, zależy w dużej mierze od współpracy środowisk naukowców i przedsiębiorców. Jak komercjalizować wyniki badań naukowych, a więc udanie transferować wiedzę i technologie ze sfery nauki do przemysłu, zastanawiali się uczestnicy debaty „Nauka z biznesem – współpraca dla innowacyjności" zorganizowanej przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości.

Wzór zza oceanu

Dyskutanci się zgodzili, że w celu usprawnienia współpracy i nadania jej głębszego i częstszego charakteru warto oprzeć się na sprawdzonych wzorcach. I tu od razu nasuwa się przykład USA, które dostarczają corocznie mnóstwa wynalazków, a współpraca nauki i biznesu przebiega tam wręcz modelowo. Co równie istotne, wynalazki za oceanem są bardzo szybko komercjalizowane. Jak się jednak okazuje, nie jest to prosta recepta na sukces.

– Liczba wynalazków w Stanach Zjednoczonych jest największa na świecie, a ich komercjalizacja przebiega niezwykle sprawnie. Niewątpliwie z USA powinniśmy czerpać inspiracje, jak rozwijać kapitał ludzki, który te wynalazki generuje – mówił dr Marcin Szumowski, współzałożyciel i członek rady nadzorczej spółki Medicalgorithmics, kierownik Działu Współpracy Międzynarodowej i Zarządzania Projektami w Instytucie Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN, który w ciągu ostatnich 15 lat wykonał i kierował ponad 40 projektami badawczymi i rozwojowymi, o łącznej wartości prawie miliarda złotych. – Jednak przeniesienie modelu współpracy z USA nie jest możliwe choćby ze względu na skalę działania polskich i amerykańskich uczelni oraz ich możliwości kapitałowe, a także wieloletnią kulturę innowacyjności – zaznaczył od  razu, tłumacząc, że niektóre uczelnie amerykańskie dysponują niekiedy takimi pieniędzmi na badania, jakie Polska może na nie wydać jako kraj. Jego zdaniem, pomimo że w Polsce pieniędzy na projekty badawczo-rozwojowe jest niewiele, to warto też zwrócić uwagę na inne kluczowe aspekty wpływające na rozwój innowacyjności.

– Poza większą dostępnością do kapitału musimy dużo inwestować w najlepszych specjalistów. Potrzebujemy też dużo większej tolerancji dla ryzyka. Niepowodzenia części projektów są wpisane w działalność naukową – wyliczał Szumowski. Podkreślał, że w USA w ośrodkach transferu technologii działa wiele osób wcześniej związanych z przemysłem. – To ludzie, którzy przychodzą z biznesu. U nas jest odwrotnie – mówił.

– Startujemy o wiele później niż USA. Możliwości prawne współpracy jednak istnieją – przekonywał prof. dr hab. inż. Tomasz Szmuc, prorektor ds. nauki Akademii Górniczo-Hutniczej – uczelni, która w 2011 r. otrzymała specjalne wyróżnienie kapituły rankingu „Perspektyw" i „Rzeczpospolitej" oraz tytuł „Lidera Innowacyjności". – Każda uczelnia może mieć udziały w spółce, jeśli ta zajmuje się transferem technologii. Prawie na każdej jest już centrum transferu technologii – przypomniał Szmuc, zaznaczając jednocześnie, że to dopiero pierwsze kroki na drodze do udanej współpracy z biznesem. Jego zdaniem system ze spółkami zaczyna działać i zauważalna jest też zmiana w mentalności naukowców i przedsiębiorców. Wszystko to dzieje się w ostatnich latach.

Są też i przeszkody, ale zdaniem dr. hab. Jerzego Cieślika, profesora Akademii Leona Koźmińskiego, koordynatora ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej Innowacyjnej Przedsiębiorczości Akademickiej (SEIPA), trudności na linii nauka – przemysł nie są nowością i trzeba je pokonać. – Jesteśmy w tyle za USA, ale to ogromny i chłonny rynek. W Polsce musimy upowszechniać znane już modele współpracy, a umowy zawarte w ich ramach wypełniać treścią – zachęcał Cieślik i przypomniał, że w Polsce jest już wielu pionierów współpracy z przemysłem, ale są szerzej nieznani, bo często pochodzą z mniejszych uczelni.

Nauka musi zejść na ziemię

– Współpraca nauki z przemysłem jest porównywana  do miłości jeżowców. To zderzenie oferty nauki, z oczekiwaniami przemysłu – mówił Szumowski, zalecając naukowcom, aby swe pomysły adresowali szeroko, wprost na rynek globalny. – Tak robią wiodące firmy, oferując swe usługi całemu światu. Tak też powinni robić naukowcy. Proces ten musi być profesjonalny, bo inaczej skończy się szybkim sprowadzeniem naukowców na ziemię przez przemysł – tłumaczy ekspert. Jednak, jak wskazywał Szmuc, często w Polsce odrzuca się pomysły od razu, bo ich wprowadzenie nie daje natychmiastowych efektów. – W firmach brakuje działów badawczych. Wręcz nie ma z kim rozmawiać, jeśli prezes firmy nie znajdzie czasu. Łatwiej się dogadać na Zachodzie. Polskie firmy muszą patrzeć bardziej długofalowo – przekonywał Szmuc, wskazując też na koszty prototypów (ok. 10 proc. wartości projektu) i ich wdrożenia (90 proc.). Oczekiwanie szybkich efektów nie dziwi jednak dr. Karola Lityńskiego, prezesa fundacji Centrum Innowacji FIRE, członka rady Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. – Na sprawę trzeba spojrzeć globalnie. Ponad 95 proc. naszych firm to przedsiębiorstwa małe i średnie. One nie mają i raczej nie będą miały działów badawczo-rozwojowych. Można uznać, że niepowodzenia naukowców w kontaktach z mikroprzesiębiorcami są oczywiste z uwagi na charakter firm z sektora MŚP. Niestety, większość centrów transferów technologii po takich doświadczeniach zamyka się na kontakty z firmami – mówił Lityński.

Kuchennymi drzwiami

– A innowacyjność sama dla siebie nie ma sensu – przestrzegał dr hab. Konrad Świrski, prezes spółki Transition Technologies tworzącej zaawansowane rozwiązania informatyczne do sterowania obiektami przemysłowymi. Jego firma otworzyła w Łodzi centrum badawcze, w którym opracowuje oprogramowanie do Airbusa A380 oraz jako pierwsza na świecie przygotowała aplikację na iPhone'a, wizualizującą pracę elektrowni. – Mniejszym problemem jest coś wymyślić. Trudniej pomysł sprzedać – mówił Świrski, wskazując, że produkt musi być globalny. Jeśli nie dochodzi do jego komercjalizacji, to pomysł zostaje tylko na papierze. Rynek brutalnie weryfikuje wartość wynalazków.

– Dlatego jestem za ostrym i konkurencyjnym podejściem amerykańskim. Nam udało się wyprodukować dwa – trzy globalne produkty, które sprzedaliśmy w kilkuset egzemplarzach na świecie – mówił Świrski. Zdradza też sposób na sukces. – Nasze produkty licencjonujemy u światowych dostawców. Rynek przemysłowy uznaje tylko kilku światowych producentów. Trzeba licencjonować produkty do wielkich korporacji – wyjaśniał.

Jego zdaniem najniższą barierę wejścia na światowe rynki (ze względu na stosunkowo niewielkie wymogi kapitałowe) mają do pokonania polskie firmy informatyczne. – Polska musi szukać nisz. Polscy programiści są najlepsi na świecie. Następne kilka lat to ich wyjście na rynki światowe. Potrzebujemy mocniejszego wejścia i za dziesięć lat polskie marki będzie widać. Polska zmienia oblicze na kraj outsourcingu, ale w dobrym znaczeniu. Pojawia się dużo centrów B+R wielkich koncernów – zauważył Świrski.

Tezę o udanym wchodzeniu polskich firm na światowe rynki tylnymi drzwiami potwierdził także Szumowski. – Model sprzedaży Medicalgorithmics też jest taki, że sprzedajemy przez partnera. Niemożliwe jest wejście do klinik medycznych w USA znikąd. Zawarliśmy więc strategiczny alians z partnerem amerykańskim. W innych krajach mamy umowy licencyjne na telemedyczne rozwiązania do walki z arytmią serca. Sprzedajemy sprzęt i jego oprogramowanie – tłumaczył Szumowski.

Uczmy inżynierów biznesu

Zdaniem Cieślika to dobry początek i jest już na czym bazować, ale trzeba też zrobić następne kroki, aby przyspieszyć innowacje. – Trzeba uczyć fizyków i inżynierów biznesu. Muszą to być biznesmeni technologiczni. Nie może być tak, że doktorant po trzydziestce dowiaduje się, że dochody powinny być wyższe od wydatków – ironizował Cieślik.

Taki problem nie dotyczy Michała Mikulskiego, laureata  II edycji konkursu Akademicki Mistrz Innowacyjności 2011 za pracę „Prototyp biomedycznego ramienia robotycznego sterowanego elektromogramem", a obecnie kierownika projektu „Rehabilitacyjny egzoszkielet kończyn dolnych". Jest on doktorantem Politechniki Śląskiej w Zakładzie Sterowania i Robotyki Wydziału Automatyki, Elektroniki i Informatyki. Mimo sukcesów też ma trudności ze skomercjalizowaniem swych wynalazków. – Jest pewna bariera mentalności na uczelniach, zarówno wśród kadry, jak i młodych naukowców. Szwankuje podejście zorientowane na rynkowe wynalazki. Są trudności z dotarciem do biznesu. Centra transferu innowacji nie działają zbyt efektywnie. Potrzeba kapitału, transportu, sprzedaży. Niełatwo jest wejść na rynek z nowym pomysłem – wyliczał młody naukowiec.

– Tego typu problemy mają naukowcy na całym świecie. Trzeba się uzbroić w cierpliwość. Zalecam elastyczność w podejściu do biznesu – mówił Cieślik. Odnosząc się do stale akcentowanych problemów z kapitałem, Szumowski zalecał pozyskanie kapitału inteligentnego. – Nie chodzi tylko o pieniądze, ale też pomoc w przekuciu pomysłu na biznes. Najpierw trzeba sprzedać, a potem licencjonować – tłumaczył.

Na zdolnych naukowców i biznesmenów chcących zainwestować w ich pomysły czyhają też niedogodności natury finansowej. – Niby nie ma formalnych przeszkód prawnych, aby rozwijać współpracę nauki i biznesu, ale są zapisy, które czynią cały transfer wiedzy nieopłacalnym. To m. in. ustawa o podatku VAT. Kolejna sprawa to podatek dochodowy. Trudno płacić na samym początku wysokie podatki. Tymczasem większość uczelni, skąd pochodzą wynalazki, to uczelnie publiczne. Podlegają one ustawie o finansach publicznych. Muszą dokonywać wycen, nie mogą umówić się na cenę z partnerem prywatnym – wyjaśniał Lityński. – To trudne i długotrwałe sprawy operacyjne. Każde ministerstwo, w tym nauki, gospodarki, chce być liderem w innowacjach, ale przepisy finansowe wspierające innowacyjność są nieuzgodnione z Ministerstwem Finansów. Brakuje koordynatora – tłumaczył ekspert.

– To nie tak. Przedstawiciele ministerstw się spotykają. Nie działamy w oderwaniu od rzeczywistości. Są specjalne zespoły robocze. Omawiamy bariery – podkreślał Łukasz Sztern, starszy specjalista w Departamencie Rozwoju Przedsiębiorczości i Innowacyjności Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Zapewniał, że grunt do współpracy nauki z biznesem będzie coraz bardziej przyjazny dla innowatorów i wspierających ich biznesmenów.

„Rzeczpospolita" była patronem medialnym debaty, którą poprowadziła Aleksandra Stanisławska, dziennikarka działu ekonomicznego „Rz".

Innowacyjność gospodarki, nie tylko polskiej, zależy w dużej mierze od współpracy środowisk naukowców i przedsiębiorców. Jak komercjalizować wyniki badań naukowych, a więc udanie transferować wiedzę i technologie ze sfery nauki do przemysłu, zastanawiali się uczestnicy debaty „Nauka z biznesem – współpraca dla innowacyjności" zorganizowanej przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości.

Wzór zza oceanu

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy