Polscy inwestorzy mają do wyboru tylko trzy fundusze odzwierciedlające zmiany indeksów giełdowych, tzw. ETF (Exchange Traded Fund). Powielają one zachowanie niemieckiego DAX, amerykańskiego S&P500, a także polskiego WIG20.
Zaletą tego typu funduszy są niskie opłaty za zarządzanie, wynoszące: 0,15 proc. (ETF DAX), 0,2 proc. (ETF SP500) oraz 0,45 proc. (ETF W20L) wartości aktywów. W przypadku funduszy akcyjnych oferowanych przez TFI opłaty te sięgają ok. 4 proc.
ETF mogą kupić tylko posiadacze rachunku maklerskiego. Przy zakupie pobierana jest prowizja. Wynosi ona z reguły tyle, ile prowizja płacona przy zakupie akcji, czyli w przypadku transakcji przez Internet średnio ok. 0,4 proc.
– Z badań wynika, że w długim terminie opłaty związane z inwestycją odgrywają istotną rolę. A pod tym względem ETF wypadają niezmiernie korzystnie – mówi Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ. – Jedyną ich wadą mogą być utracone korzyści w porównaniu z potencjalnie wyższymi zyskami, jakie przynoszą dobrze zarządzane fundusze aktywne. Jeżeli więc ktoś jest pewny, że wybiera odpowiedniego zarządzającego i potrafi mu zaufać, to może unikać funduszy typu ETF – mówi analityk DM BOŚ.
Zaletą ETF jest z kolei to, że sięgając po ten instrument, eliminujemy ryzyko związane z ewentualnymi błędami zarządzającego. Może się przecież zdarzyć, że wybierze on niewłaściwe akcje, których kursy mocno spadną. Jak twierdzi Łukasz Bugaj, inną istotną zaletą funduszu opartego na indeksie WIG20 jest to, że uwzględnia on wypłacane przez spółki dywidendy i dzięki temu zapewnia wyższą stopę zwrotu, niż wynikałoby to tylko ze wzrostu wartości indeksu.