Inwestorzy, którzy zdecydowali się na fundusze 12 miesięcy temu, nie mają powodów do zadowolenia. Spośród głównych rodzajów funduszy właściwie tylko obligacyjne przyniosły zyski. I to niezależnie od tego, czy miały w portfelach papiery skarbowe, czy korporacyjne, polskie czy zagraniczne, o długim czy krótkim terminie do wykupu.
Cudze chwalicie...
O największym rozczarowaniu mogą mówić ci, którzy dali się skusić funduszom akcji zagranicznych. W całym pierwszym półroczu 2015 do tego typu funduszy napływało dużo kapitału. Wpłacono do nich wtedy o 2,8 mld zł więcej niż z nich wypłacono. Od stycznia do czerwca tego roku nie było miesiąca, w którym taka sytuacja by się powtórzyła. Z funduszy inwestujących na zagranicznych giełdach wycofano o 1,5 mld zł więcej niż do nich przekazano.
Powód jest prozaiczny. Ulubiony kierunek inwestycyjny doradców finansowych, czyli zachodnioeuropejskie parkiety, w minionych 12 miesiącach naraził inwestorów na blisko 20-proc. straty (trzeba przyznać, że wcześniej na tle naszej giełdy rynki rozwinięte jawiły się jako oaza spokoju). Flagowy reprezentant tej kategorii NN (L) Europejski Spółek Dywidendowych stracił 18,4 proc. Wypadł więc znacznie gorzej niż najsłabszy fundusz polskich misiów; Pioneer Małych i Średnich Spółek Rynku Polskiego stracił w tym czasie 10,2 proc.
- Największe napływy do funduszy inwestujących w określony rodzaj aktywów zawsze przypadają na koniec hossy - mówi Marcin Bednarek, wiceprezes BPH TFI. - Nie mam wątpliwości, że tak będzie również wtedy, gdy polska giełda zacznie się zachowywać relatywnie lepiej niż zagraniczne parkiety.
Pojawiła się stosunkowo nieliczna grupa klientów TFI, którzy szybko reagują na zmiany trendów. - Dobrym przykładem jest nasz fundusz surowców. Hossa na tym rynku trwa raptem kilka miesięcy, a fundusz surowcowy już podwoił aktywa, z 20 do 40 mln zł - podaje Marcin Bednarek.