Klienci nie chcą drogich smartzegarków, zdecydowanie wolą tańsze, łatwiej dostępne i mniej wszechstronne ubieralne urządzenia, czyli głównie opaski fitness. Wg IDC ich sprzedaż wzrosła w II kwartale tego roku o prawie 49 proc., podczas gdy pozostałe urządzenia (w tym głównie AppleWatch) sprzedawały się aż o 27 proc. gorzej niż rok wcześniej.
Liderem rynku pozostaje amerykański król opasek Fitbit, który w jeden kwartał sprzedał na świecie 5,7 mln swoich niezwykle prostych produktów monitorujących kondycję organizmu. Apple z wynikiem 1,6 mln (o prawie 57 proc. gorszym niż rok wcześniej) może o takich osiągach tylko pomarzyć.
– Najprostsze ubieralne gadżety odpowiadały w II kwartale za 82,8 proc. rynku, na którym pojawia się coraz więcej producentów tego typu urządzeń. Wiąże się z tym niebezpieczeństwo: gros tych urządzeń to kopie już istniejących, przez co coraz trudniej jest je od siebie odróżnić na przeładowanym nimi rynku – ocenia Ramon Llamas odpowiedzialny za ubieralne urządzenia w IDC.
Zdaniem analityków bardziej wyrafinowane i znacznie droższe smartzegarki (AppleWatch kosztuje w Polsce 1,3 tys. zł, podczas gdy najtańsza opaska Fitbit jest do kupienia już za ok. 100 zł) budzą sporo zaciekawienia, ale wciąż nie zyskały statusu urządzenia, które „trzeba mieć".
Spore nadzieje branża pokłada teraz w nowej linii AppleWatch Series 2. Inteligentne zegarki z jabłuszkiem, które trafią do sprzedaży 16 września, są woodoodporne i mają w końcu wbudowany GPS (jego brak to duży mankament wersji numer jeden).