W tym roku we Wrocławiu centrum rozwoju usług IT otworzyła Klika Tech. Spółka z Miami, która działa w obszarze internetu rzeczy, miała w planach zatrudnienie kilkudziesięciu informatyków. Podobnie zrobił amerykański Box – spółka zajmująca się chmurą wybrała nasz kraj właśnie z uwagi na łatwiejsze pozyskiwanie talentów i możliwość rekrutacji absolwentów rodzimych uczelni technicznych. W lipcu na otwarcie kolejnego centrum kompetencyjnego (po Warszawie i Gdańsku) zdecydowała się 7N, duńska firma IT. A kalifornijski Snowflake, zamiast szukać programistów, postawił na akwizycję (Amerykanie przejęli spółkę Polidea).
Nadzieja na Wschodzie
Szacuje się, że Polsce brakuje ok. 50 tys. programistów. A popyt na nich szybko rośnie m.in. dzięki pandemii, która wymusiła na wielu firmach pracę zdalną. Ale i tak u nas jest pod tym względem lepiej niż w innych krajach Europy (w UE deficyt to 600 tys.). To dlatego zagraniczny biznes wziął polskich specjalistów od IT na celownik. Jak wyjaśnia nam Dmitrij Żatuchin, prezes DO OK, dziś konkuruje się nie tylko o polskiego inżyniera, ale o samą lokalizację w Polsce. Jego zdaniem wspomniana transakcja Snowflake czy akwizycja Skyrise.tech przez fiński Etteplan pokazują nowy sposób rozwiązania problemu braku speców od IT. Zauważa przy tym, że w krajach nordyckich popyt na freelancerów przewyższa podaż o 60 proc. – A jeszcze rok temu było odwrotnie – zaznacza.
Polska na tym tle wygląda zachęcająco, tym bardziej że nad Wisłę ściągają firmy IT z Ukrainy czy Białorusi. – Szukają one sposobów na przeniesienie części działalności operacyjnej do Polski, relokując również specjalistów. Najnowsze rozszerzenie programu Poland.Business Harbour o Gruzję czy Rosję pokazuje, jak liczymy na talenty spoza Polski – podkreśla Żatuchin.
Ssanie na programistów jest ogromne. Katarzyna Szulc, Talent Acquisition Specialist w Tpay, wyjaśnia, że liczba pracowników w tej firmie wzrosła w ciągu roku z 55 do 80 osób. – I wciąż intensywnie szukamy specjalistów – zaznacza.
Nic dziwnego, że fachowcy IT mogą przebierać w ofertach i stawiać wysokie wymagania. Nawet ci szeregowi, jak podaje Kodilla.com, są w stanie otrzymać pensję 6,5 tys. zł brutto, gdy wynagrodzenia na najniższych stanowiskach w innych branżach to 3,7 tys. zł. – Już w grudniu zauważyliśmy wzmożone ruchy w obszarze rekrutacji IT. Kandydaci uczestniczą w kilku procesach rekrutacyjnych jednocześnie i otrzymują nawet po trzy–cztery oferty. Spotykamy się z sytuacją, gdy pracodawca składa kontrofertę. Ta zazwyczaj zakłada podwyżkę – mówi Dominika Opozda z firmy Devire.
Polski ład podetnie skrzydła programistom?
W II półroczu 2021 roku liczba ofert pracy w IT wzrosła o ponad 13 proc. w porównaniu z I kwartałem – wynika z raportu „IT Market Snapshot". A wraz z popytem w imponującym tempie rośną też wynagrodzenia dla programistów. Ten pochód może zostać jednak zahamowany. Powód? Specjaliści IT pracują głównie na kontraktach, a zapowiedziane przez rząd zmiany w ramach Polskiego Ładu uderzą właśnie m.in. w takich pracowników. Zaproponowany sposób naliczania składki zdrowotnej (9 proc. od dochodu) oraz podwyższenie podatków obniżą dochody tej grupy i to, wedle szacunków Konfederacji Lewiatan, znacząco. Obciążenia mogą wzrosnąć o prawie 50 proc. Np. programista na umowie B2B, uzyskujący 15 tys. zł dochodu (po odliczeniu składek na ubezpieczenia społeczne), przy podatku liniowym płaci państwu dziś 2850 zł. W wyniku Polskiego Ładu obciążenie to mogłoby wzrosnąć o 1350 zł. A w efekcie zapłaciłby rocznie o 16,2 tys. zł podatku więcej niż obecnie. To sprawia, że rządowy projekt może spowodować odpływ informatyków z Polski za granicę. Tym bardziej że w USA czy Europie Zachodniej mogą oni liczyć na wyższe stawki.