Rz: Jaki wpływ ma Cambridge na brytyjską gospodarkę?
Shailendra Vyakarnam: Frank Whittle był w Cambridge, kiedy projektował w latach 30. silnik odrzutowy, Watson i Crick byli w Cambridge, kiedy odkrywali strukturę DNA. Stanford, Harvard w Bostonie i Cambridge to trzy najlepsze uniwersytety na świecie i każdy z nich ma tzw. klaster, czyli sieć przedsiębiorstw i instytucji współpracujących ze sobą.
W Polsce mówi się, że nauka i biznes to dwa oddzielne światy i bardzo trudno jest sprawić, by współpracowały. Naukowcy z niechęcią odnoszą się do biznesu, uważają, że współpraca z firmami to zaprzeczenie ideałom. Czy spotkał się pan z takimi wątpliwościami?
Zawsze jest ryzyko, że czystość nauki zostanie zagubiona w pogoni za zyskiem. Ale ryzyko jest niewielkie, jeżeli ludzie trzymają się wartości. Weźmy Andy’ego Hoppera, który prowadzi Cambridge Laboratory (wydział informatyki). Pracuje nad tym, by procesory były szybsze. A fakt, że jego prace mogą być skomercjalizowane, jest efektem ubocznym.
Gdzie jest granica, która rozdziela czystość nauki i pracę dla zysku?