Nic dziwnego, że książka przypomina ulotkę reklamową agencji, której pracownikami są autorzy. Przeprowadzają oni na czytelniku eksperyment, regularnie zachęcając do odwiedzin własnej strony internetowej – wykorzystują więc okazję, by „wygenerować ruch” i „skłonić do działania”. I tego właśnie uczą czytelników podczas tej lektury.Co najmniej 80 proc. rozwiązań zawartych w książce to porady proste, wręcz intuicyjne. Czy trzeba po nią sięgać, by się domyślić, że lepiej wysyłać newsletter wyłącznie do osób, które się na to zgodziły? Albo że warto sformatować tekst zamieszczany w sieci, a nie atakować internauty „blachą”? Na pewno jednak do książki warto zajrzeć, aby poznać treść jej pozostałych 20 proc. Wiedza ta przyda się nam dla uporządkowania tego, co intuicyjne, i poznania tego, co trudne do przewidzenia. Książka oferuje m.in. przystępne definicje dziesiątków pojęć – zwykle trzyliterowych skrótów – bez których poruszanie się po bardziej zaawansowanych tematach, jak planowanie strategii w sieci, jest niemożliwe.
Osobnikom walczącym codziennie z agresywną reklamą w Internecie książka daje nadzieję – nazywa ten proceder uczciwie i po imieniu. Co więcej, autorzy przekonują, że tzw. intruzyjny marketing w sieci powinien być zaniechany. Niestety, zdaje się, że jest to punkt widzenia niepodzielany przez większość specjalistów z interaktywnych agencji.
Z „E-marketingiem w akcji” jest dokładnie tak jak z mottem zawartym na jego tylnej okładce; „Otaczają cię proste rozwiązania... Rzecz w tym, że ich nie dostrzegasz”. Po lekturze – zdanie nieaktualne.