Perspektywy dla światowej i polskiej gospodarki są coraz gorsze. Europę ogarnia recesja, a instytucje finansowe obniżyły prognozy dynamiki PKB na 2009 r. dla Polski nawet do minus 0,5 proc. Komisja Europejska ostrzega, że już w tym roku nasz deficyt finansów publicznych może wzrosnąć do 3,6 proc. PKB. To oznacza, że nie będziemy spełniać jednego z głównych kryteriów z Maastricht wymaganego dla przyjęcia euro.
Pomimo tych sygnałów polski rząd za wszelką cenę chce przekonać rynek, że uda się nam wejść do unii walutowej w 2012 r. – Nasz cel i determinacja to przystąpienie do strefy euro w 2012 r., ale jesteśmy świadomi, że wejście do systemu przygotowawczego (ERM2) zależy od tego, co się dzieje na rynkach. Możliwe, że zdecydujemy się przystąpić do systemu nie w pierwszej połowie roku, ale w drugiej – wyjaśnił Rostowski.
Wcześniej jedna z agencji informacyjnych podała, że rząd nie wyklucza odsunięcia w czasie także wejścia do strefy euro. Po tej wiadomości złoty stracił kilka groszy wobec głównych walut. Pod koniec dnia euro kosztowało 4,36 zł, dolar 3,37 zł, a frank szwajcarski 2,92 zł.
Zdaniem byłego wiceprezesa NBP Krzysztofa Rybińskiego każdy, kto zna procedury związane z przyjmowaniem euro, doskonale rozumie, że wejście do mechanizmu ERM2 (w którym kraj przebywa zazwyczaj dwa lata) w drugiej połowie 2008 r. oznacza faktyczne przesunięcie przyjęcia euro na 2013 r. – Spowolnienie będzie tak silne, że nie uda się utrzymać deficytu poniżej 3 proc. PKB – wyjaśnia Rybiński. – Dopiero 2011 – 2012 r. można będzie poprawić deficyt i realna data euro w Polsce to 2014 r.
Jeszcze większym pesymistą jest były minister finansów Mirosław Gronicki. Według niego o wejściu do ERM2 możemy pomyśleć, gdy gospodarka przyspieszy, najwcześniej w 2010 r. – W najbardziej optymistycznym scenariuszu PKB zacznie rosnąć już pod koniec tego roku, wówczas euro moglibyśmy przyjąć w 2013 r. Ale w obliczu rosnącego pesymizmu bardziej prawdopodobną datą jest 2015 r. – stwierdził Gronicki.