Wiedza procentuje

Legendy krążą o jego wyrzeczeniach. Całe życie podporządkował kolekcjonowaniu. Nie chodził do fryzjera, dla oszczędności strzyże go żona - rozmowa z Ireneuszem Szarkiem, kolekcjonerem porcelany

Aktualizacja: 29.01.2009 11:36 Publikacja: 29.01.2009 01:25

Ireneusz Szarek, kolekcjoner porcelany

Ireneusz Szarek, kolekcjoner porcelany

Foto: Rzeczpospolita, Raf Rafał Guz

[b]Rz: W Zamku Królewskim w Warszawie dobiega końca wystawa zabytkowej porcelany z pana zbioru. Jest pan kolekcjonerem od 1952 roku. Czy dziś na krajowym rynku możliwe jest zdobycie tej klasy obiektów?[/b]

Ireneusz Szarek: To jest bardzo trudne, ale możliwe. Ten rynek jest ubogi. Od czasu do czasu wypływają interesujące przedmioty. Na przykład w zeszłym roku w domu aukcyjnym Agra Art był talerz z legendarnego serwisu Sułkowskiego z 1735 roku – jeśli chodzi o wartość artystyczną równie interesującego jak serwis łabędzi. Talerz sprzedano za 21 tys. zł przy cenie wywoławczej 10 tys. zł. Serwis Sułkowskiego powstał w Miśni dwa lata wcześniej niż łabędzi. Tej klasy skarby pojawiają się na krajowym rynku raz na parę lat.

Średniej klasy XVIII-wiecznej obiekty nadal można upolować w zwykłych antykwariatach. Są to pojedyncze naczynia, wyroby głównych manufaktur z Miśni, Berlina, Wiednia. Już za 1 – 2 tys. zł początkujący kolekcjoner może zdobyć ładny przedmiot, np. filiżankę lub talerz. Najlepsze obiekty pochodzą głównie ze świata.

Specjalizacja jest bardzo trudna – gdyby ktoś chciał zbierać jedną manufakturę lub tylko stare figurki, to wybór jest mocno ograniczony.

[b]Polskie wytwórnie również reprezentowane są na rynku?[/b]

Nie było i nie ma wyrobów np. z Korca lub Baranówki. Niewiele tych przedmiotów przetrwało, przecież prawie wszystkie dwory uległy zniszczeniu.

Niedawno była do kupienia ceramika z rodzinnych zbiorów Czartoryskich z namalowanym muzealnym numerem depozytowym. Tej klasy obiekty nierzadko pochodzą ze zwrotów muzealnych.

[b]Krajowe ceny jak się mają do cen na zachodnich rynkach?[/b]

Panuje u nas galimatias cenowy. Niektóre krajowe ceny są wyższe niż na Zachodzie. Wynika to z niskiej u nas podaży i z niewielkiej wiedzy potencjalnych nabywców. Dużo jest wybitnie dekoracyjnych japońskich późnych obiektów Imari pochodzących z XIX wieku. Są importowane np. z Anglii i Niemiec. Tam jest ich wiele i są tanie. Przywiezienie ich do Polski stwarza możliwość sporego zysku, choć nie są u nas rozchwytywane. Cenne są wczesne wyroby Imari z przełomu XVII i XVIII wieku.

[b]Czy spotkał się pan z sytuacją, że późny obiekt Imari był wystawiany w antykwariacie jako stary przedmiot – celowo lub przez pomyłkę?[/b]

Raczej bywa na odwrót. Spotykam stare obiekty taniej wycenione, ponieważ są omyłkowo uznane za późną porcelanę z XIX wieku. Oznacza to stratę dla sprzedającego. U nas wiedza o starej porcelanie jest stosunkowo niewielka. Powiedziałbym, że antykwariusze i klienci przeważnie znają się na niej niezbyt dobrze. Oczywiście trudno, żeby antykwariusz zadowalająco znał się na 20 różnych rodzajach antyków. Zdarzają się specjaliści, np. ktoś zna się tylko na porcelanie saskiej lub tylko na pochodzącej z Dalekiego Wschodu.

[b]To okazja dla kompetentnych kolekcjonerów, którzy mogą zdobywać niedoszacowane skarby![/b]

Wiedza zawsze procentuje. Rok temu ustaliłem pochodzenie jednego przedmiotu z moich zbiorów. To wazon Delft z przełomu XVII i XVIII wieku, który kiedyś kupiłem w Rempeksie. Na odwrocie czerwoną farbą namalowano numer inwentarzowy, ale był on celowo zatarty, nieczytelny. Poświęciłem bardzo dużo czasu na lektury i przeglądanie katalogów. Okazało się, że ten mój wazon pochodzi z przedwojennego gdańskiego muzeum. Jego zbiory po wojnie zostały rozszabrowane.

Dla mnie było to bardzo przyjemne odkrycie. Kiedy ustaliłem, że ten wazon pochodzi z Gdańska, podarowałem go. Muzeum Narodowe zaskoczyło mnie, bo wraz z podziękowaniem otrzymałem medal Bene Merenti. Czuję się bardzo zaszczycony.

[b]Jaką największą przygodę przeżył pan jako kolekcjoner?[/b]

To było zdarzenie, które mnie zastanawia do tej pory. Współpracowałem z panią Marią Dereniową, kustoszem zbiorów wawelskich, oceniałem wybrane przedmioty. Wawel dostał od wielkiego antykwariusza i kolekcjonera Tadeusza Wierzejskiego zbiór porcelany saskiej, około 150 sztuk. Na początku lat 70. oficjalnie pomagałem w datowaniu niektórych przedmiotów. Do tego stopnia byli mi za to wdzięczni, że zostaliśmy zaproszeni z żoną i mieszkaliśmy w pokojach gościnnych na Wawelu. Pani Dereniowa przygotowywała wtedy katalog majoliki włoskiej i podczas naszej wizyty pokazała dwa włoskie naczynia fajansowe ze znakami wytwórni w Savonie z XVIII wieku malowane kobaltem. Powiedziała, że ma wątpliwości co do ich autentyczności.

Uznałem, że to imitacja z XIX wieku. To było słabe malowanie, niezdarna forma nawiązująca do jakiegoś oryginału z XVIII wieku. Powiedziałem, że to na pewno nie nadaje się do katalogu wawelskich zbiorów. Zaproponowałem, że wspólnie odwiedzimy kawiarnię, którą w domu rodzinnym prowadziła wnuczka Wojciecha Kossaka. Chciałem tam pójść, bo w gazecie widziałem fotografie wnętrza z dużą szafą wypełnioną ceramiką. Niech pan sobie wyobrazi, że tam na szafie stały takie same amfory z Savony jak na Wawelu, ale oryginały z XVIII wieku! Dzięki temu przypadkowi Wawel kupił te skarby.

[b]Co pan najchętniej zbiera?[/b]

Miśnię, Berlin, Daleki Wschód, głównie z XVIII wieku. Także polskie wyroby, przede wszystkim z XIX wieku, ponieważ starszych nie ma w handlu.

[b]Pana kolekcja budzi zachwyt w zamku od pięciu lat. W połowie lutego kończy się termin depozytu. Czy w okresie trwania wystawy coś ciekawego pan upolował?[/b]

Jak się trafiało coś interesującego, starałem się to zdobyć. Kupiłem np. niezłą chińską wazę z przykrywą z początku XVIII wieku, z wzorem kwitnącej śliwy. Ten wzór malatury powielała nasza manufaktura w Belwederze.

[b]Pierwszy talerz kupił pan w 1952 roku na bazarze Różyckiego...[/b]

Nie! To był był taki dziki bazar naprzeciwko w podwórku.

[b]Domyślam się, że jako inżynier telekomunikacji zatrudniony na kolei miał pan raczej przeciętne dochody, jednak stworzył pan zbiór najwyższej muzealnej klasy.[/b]

Na owe czasy miałem niezłą pensję. Ale pieniądze nie są ważne. Przede wszystkim trzeba kochać przedmioty, które się zbiera. Nie kupiłbym tego bez pasji, wielkiego zaangażowania, wiedzy. Żeby trafić na coś dobrego, trzeba dużo chodzić, to wymaga nadzwyczajnej cierpliwości. Gdy pracowałem, prawie codziennie przez godzinę lub półtorej chodziłem po antykwariatach.

[b]Legendy krążą o pana wyrzeczeniach. Całe życie podporządkował pan kolekcjonowaniu. Nie chodzi pan do fryzjera, dla oszczędności strzyże pana żona.[/b]

W dalszym ciągu mnie strzyże.

[b]Dlaczego zbiera pan akurat porcelanę, kupowanie obrazów mogło być bardziej opłacalne![/b]

Faktycznie wybrane obrazy to w Polsce znacznie lepsza inwestycja. Dlaczego akurat porcelana? Urodziłem się przy ul. Królewskiej pod numerem 25. W pobliżu w czasie wojny spłonął pałac Czapskich. W 1940 roku mój kuzyn zaczął odkopywać w zawalonej piwnicy chiński wazon, który przed wojną kosztował ok. 6 tys. zł. Powiedział mi, że jak odnajdzie wszystkie fragmenty i sklei w całość, to jeszcze dostanie 600 zł. Miałem wtedy 12 lat. Może to zadecydowało? Jednak nigdy nie traktowałem kolekcjonerstwa jako inwestycji.

Przedmioty żyją tylko wtedy, kiedy się je kocha! Bez tego nie ma kolekcjonerstwa. Zbierane przedmioty stają się naprawdę cenne dopiero wtedy, gdy sami poznamy ich tajemnice. Jeśli ktoś widzi w zabytku tylko pieniądze, to nie jest kolekcjonerstwo. Porcelana nie nadaje się na lokatę, to są przedmioty raczej nietrwałe. Zresztą w Polsce bardzo bogaci klienci nie są porcelaną zainteresowani.

[b]Powiedzmy o jakości usług konserwatorskich?[/b]

Z tym jest bardzo źle! Nie ma fachowców i materiały są drogie. W ciągu 60 lat zbierania poznałem jedną osobę, która dobrze naprawiała porcelanę. Trzeba być bardzo ostrożnym przy wyborze konserwatora!

rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

[ramka][b]1 – 2 tys. zł[/b]

zapłaci początkujący kolekcjoner za dobrą zabytkową porcelanę[/ramka]

[b]Rz: W Zamku Królewskim w Warszawie dobiega końca wystawa zabytkowej porcelany z pana zbioru. Jest pan kolekcjonerem od 1952 roku. Czy dziś na krajowym rynku możliwe jest zdobycie tej klasy obiektów?[/b]

Ireneusz Szarek: To jest bardzo trudne, ale możliwe. Ten rynek jest ubogi. Od czasu do czasu wypływają interesujące przedmioty. Na przykład w zeszłym roku w domu aukcyjnym Agra Art był talerz z legendarnego serwisu Sułkowskiego z 1735 roku – jeśli chodzi o wartość artystyczną równie interesującego jak serwis łabędzi. Talerz sprzedano za 21 tys. zł przy cenie wywoławczej 10 tys. zł. Serwis Sułkowskiego powstał w Miśni dwa lata wcześniej niż łabędzi. Tej klasy skarby pojawiają się na krajowym rynku raz na parę lat.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy