Po godzinie 14.30 indeks 20 największych spółek z warszawskiego parkietu przekroczył 2000 pkt. Było to efektem zleceń kupna inwestorów, którzy odebrali lepsze od prognoz informacje o rynku pracy w USA jako kolejny dowód, że świat zaczyna radzić sobie z kryzysem. Ostatecznie jednak WIG20 zakończył dzień spadkiem o 0,34 proc. (1962 pkt). Lepiej niż giełda w Warszawie zachowywały się parkiety w Moskwie i Budapeszcie. Tam główne indeksy zyskały ponad 3 proc.
– Jesteśmy w trendzie wzrostowym, ale przed nami jeszcze większa korekta. Być może na przełomie sierpnia i września. Obecnie rynek rośnie, nie zwracając w ogóle uwagi na to, że nadal z gospodarki nie napływają wyłącznie dobre informacje – mówi Konrad Łapiński zarządzający funduszem Total FIZ.
Inwestorzy wręcz entuzjastycznie ocenili piątkowe dane z USA, mimo że stopa bezrobocia w największej gospodarce świata wzrosła do najwyższego poziomu od 26 lat, czyli 9,4 proc. Owszem, liczba zatrudnionych w sektorach pozarolniczych spadła mniej, niż oczekiwano, ale wciąż brakuje wyraźnych danych świadczących o tym, że recesja na świecie dobiega końca. A na to wyraźnie liczą giełdowi gracze.
– Obecny wzrost może przerwać niespodzianka w postaci kolejnych negatywnych doniesień o stanie światowej gospodarki. Jest jeszcze sporo złych wiadomości, które nie zostały uwzględnione przez inwestorów – mówi „Rz” Wiesław Rozłucki, były prezes warszawskiej giełdy.
Do stabilizacji na amerykańskim rynku pracy wciąż jeszcze daleko, a bez tego trudno oczekiwać zwiększonych wydatków konsumentów, które mogłyby ruszyć amerykańską gospodarkę. Dlatego wydaje się, że potencjał wzrostowy na giełdach powoli się wyczerpuje. – Od lutego giełda zyskała już 50 proc. i rynkowi należy się odpoczynek – twierdzi Marek Mikuć, wiceprezes Allianz TFI. Jego zdaniem indeks WIG20 może dojść do poziomu 2050 – 2100 pkt., a potem nastąpi korekta w dół. – Bez niej rynek nie będzie chciał dalej rosnąć. Dziś stosunek ryzyka do zysku jest już niekorzystny – podkreśla Mikuć.