Yvo de Boer sekretarz Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w Sprawie Zmian Klimatu zaznaczył jednak, że Stany Zjednoczone planują do 2020 r. zmniejszyć emisje tylko do poziomu z 1990 r.

Propozycja ta nie zadowala krajów rozwijających się. Chiny, które obok Stanach Zjednoczonych wypuszczają najwięcej dwutlenku węgla do atmosfery, spodziewają się, że kraje rozwinięte obniżą emisje przynajmniej o 40 proc. w stosunku do 1990 r.

Państwa spierają się też o wysokość pomocy, jaką powinny otrzymywać kraje najbardziej narażone na zmiany klimatu oraz najbiedniejsze. Greenpeace uznał, że powinno to być przynajmniej 110 mld euro rocznie, i według tej organizacji Polska miałaby płacić rocznie ok.1,5 mld euro - jedną z najwyższych składek. Wysokość pomocy ma być bowiem uzależniona od emisji CO2, a polska gospodarka oparta na węglu zajmuje pod tym względem miejsce w pierwszej 20. na świecie.

Podpisanie nowego protokołu zaplanowano na grudniowym szczycie klimatycznym w Kopenhadze. Po raz pierwszy w pojawiła się jednak propozycja tekstowa nowego porozumienia. Wspomniano o konieczności uwzględnienia w nowym protokole redukcji emisji powodowanych przez rolnictwo, Australia naciska z kolei na konieczność ustanowienia celów redukcji emisji dla transportu morskiego i lotniczego.

W Bonn nie ustalono sumy, która ostatecznie powinna zasilać fundusz adaptacyjny. Minister finansów Jan Vincent Rostowski w czasie ostatniego spotkania ministrów finansów w Brukseli wymógł, by podział zobowiązań w ramach UE mógł opierać się na innych zasadach niż to będzie w porozumieniu z Kopenhagi.