Czasem po prostu sunie się po fali

Siegmund Mainka niemiecki złoty medalista z ostatniej paraolimpiady w Pekinie

Publikacja: 14.08.2009 06:19

Czasem po prostu sunie się po fali

Foto: DPA

Red

[b]Niepełnosprawni są w Polsce kojarzeni z lekką atletyką, szermierką, koszykówką albo badmintonem. W tym ostatnim był pan wielokrotnym mistrzem Niemiec. Ale jak to możliwe, że niepełnosprawny może również żeglować?[/b]

[b]Siegmund Mainka:[/b] My wszystko potrafimy. Robimy to – czasem – tylko trochę wolniej niż ludzie zdrowi (śmiech). Na pierwszy rzut oka zadziwia załoga, w której sternik ma jedną sprawną dłoń, a szotowi zajmujący się refowaniem żagli są po obustronnej amputacji nóg albo sparaliżowani od pasa w dół. Ale, jak widać, da się z tym również zdobyć olimpijski złoty medal. Jachty są naturalnie lekko dostosowane do naszych ograniczeń. Ale w perfekcyjnym zgraniu z naturą i łodzią nikt nam już nie pomoże. Tutaj jesteśmy tak samo skazani na doświadczenie i przysłowiowy nos skipera jak choćby załoga Torbena Graela (brazylijski kapitan zwycięskiej załogi Ericssona 4 na tegorocznym Volvo Ocean Race, pięciokrotny medalista olimpijski – L.W.S).

[b]Złoty medal jest jak wejście na Mount Everest. Ale wcześniej jest ciężka harówka…[/b]

Jak najbardziej. Ale czy każdy z nas codziennie nie musi się spiąć w sobie, wziąć się w garść, by zrobić kolejny krok? Dla mnie złoty medal nie był celem. Ale stał się na pewno potwierdzeniem, że zmaganie się z ograniczeniem, które stało się moim udziałem w wieku 20 lat, było grą wartą świeczki. Kiedy poczułem ciężar złota na szyi, mogłem spojrzeć wstecz na dwa życia: 20 lat normalności i 20 lat na wózku. Początki były bardzo ciężkie. Jako pełnosprawny kochałem sport, ćwiczyłem zapasy, judo. Nogi są niezbędne na takiej drodze życia. Ale wyszło, jak wyszło. Najbardziej żmudne było to ciągłe: dalej, dalej, dasz radę!

[b]Dyscyplina?[/b]

Tak bym tego nie nazwał. Dla osoby, która ma dwie nogi, wstanie z łóżka jest sprawą normalną. Dla mnie to czasem mordęga. Oczywiście, bez dyscypliny nie dałbym rady. Ale jest w tym coś więcej. Od dziecka miałem fantastyczny przykład: mój wuj i jego żona są niewidomi. Mimo to – co w ich czasach nie było oczywistością – prowadzili i prowadzą normalne życie. Najbardziej wyraźne było to w momencie, kiedy się zdecydowali na dzieci. Wielu pukało się w głowę. A oni wychowali je bez niczyjej pomocy. Więc ja czasem mówiłem sobie: do licha, nie mam tylko nóg!

[b]Przeciętny człowiek spędza większą część czasu w jednym miejscu. Praca, czas wolny, raz, dwa razy w roku urlop. Ty zdajesz się siedzieć ciągle na walizkach.[/b]

To prawda. Zastać mnie w domu to już prawie sztuka (śmiech). I to również dowodzi tego, że niepełnosprawni mogą więcej. W ciągu roku przemykam przez parę kontynentów. Czasem w jednym miesiącu walczę o medal podczas zawodów w badmintonie w Holandii, a dwa tygodnie później mam regaty w Australii. Ktoś dzwoni i pyta, gdzie może mnie spotkać w przyszłym tygodniu – słyszy, że powinien się zjawić na Florydzie. Ale są też miejsca, gdzie bywam regularnie i gdzie mnie zawsze ciągnie. W okolicach Warszawy mieszkają moja żona i córka.

[b]Jakie jest twoje największe marzenie? Utrzymać złoty medal, który zdobyłeś w regatach na paraolimpiadzie?[/b]

To naturalnie jest mój cel. Ale marzeniem byłoby porywalizować na tej imprezie z Polakami. Teraz jest czas Europy. W tym roku mistrzostwa są w Grecji, w przyszłym w Holandii, za dwa lata w Wielkiej Brytanii. A potem olimpiada w Londynie.

Wszędzie tam można dojechać samochodem z doczepioną łajbą na przyczepie. Nie trzeba wysyłać całego zespołu (załogi, trenerów, lekarzy i fizjoterapeutów) samolotem na drugi koniec świata, a za nimi kontenerowcem jachtu na miejsce regat. Więc wciąż wierzę, że moje marzenie się spełni, a sportowcy żeglarze skupieni wokół prezesa Polskiego Stowarzyszenia Żeglarzy Niepełnosprawnych Jacka Dzięciołowskiego zjawią się tam następnym razem. Polskę jak najbardziej stać na ten wydatek.

[b]Widziałem tych ludzi w akcji. I ja im tego życzę. A co czyni żeglarstwo żeglarstwem?[/b]

Coś, czego nie znajdzie się na lądzie. Czasem po prostu sunie się po fali. Tylko morze, ja, łajba. Pozostali dwaj są też sam na sam ze swoimi myślami… To są takie chwile trochę wyrwane z kontekstu czasu i przestrzeni. Bliżej jedności z tą planetą. I chyba z tym, który ją stworzył.

[i]—Romawiał Leo Walotek-Scheidegger[/i]

[b]Niepełnosprawni są w Polsce kojarzeni z lekką atletyką, szermierką, koszykówką albo badmintonem. W tym ostatnim był pan wielokrotnym mistrzem Niemiec. Ale jak to możliwe, że niepełnosprawny może również żeglować?[/b]

[b]Siegmund Mainka:[/b] My wszystko potrafimy. Robimy to – czasem – tylko trochę wolniej niż ludzie zdrowi (śmiech). Na pierwszy rzut oka zadziwia załoga, w której sternik ma jedną sprawną dłoń, a szotowi zajmujący się refowaniem żagli są po obustronnej amputacji nóg albo sparaliżowani od pasa w dół. Ale, jak widać, da się z tym również zdobyć olimpijski złoty medal. Jachty są naturalnie lekko dostosowane do naszych ograniczeń. Ale w perfekcyjnym zgraniu z naturą i łodzią nikt nam już nie pomoże. Tutaj jesteśmy tak samo skazani na doświadczenie i przysłowiowy nos skipera jak choćby załoga Torbena Graela (brazylijski kapitan zwycięskiej załogi Ericssona 4 na tegorocznym Volvo Ocean Race, pięciokrotny medalista olimpijski – L.W.S).

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy