Najważniejsze są targi Art Basel odbywające się w czerwcu w Bazylei oraz ich amerykańska wersja Art Basel Miami Beach. Dziennikarze nierzadko zwracają uwagę, że tylko tam można zobaczyć multimilionerów karnie ustawionych w kolejce do kasy. Najbardziej prestiżowy jest pierwszy VIP-owski dzień, kiedy dokonuje się najwięcej transakcji. Dla mniej zamożnych kolekcjonerów pozostają resztki.
Z punktu widzenia galerii pierwszy dzień na targach też jest najważniejszy. – Jeżeli pierwszego dnia zwrócą się wszystkie moje wydatki na udział w targach, wiem, że warto było przyjechać – mówi właścicielka jednej z prestiżowych warszawskich galerii.
Koszty udziału w prestiżowej imprezie nie są małe. Przeciętna cena niewielkiego boksu to około 10 tys. dolarów. Do tego dochodzą nakłady na urządzenie stoiska, transport itp. Musi się to przekładać na ceny. Zwykle polskie galerie wyceniają więc prace wyżej niż w kraju. Bywa, że liczba jest taka sama, ale wyrażona nie w złotych, tylko w euro lub dolarach.
Koszty imprezy to jednak zwykle znacznie mniejszy problem niż przejście przez sito weryfikacyjne. Jedna z czołowych polskich galerii, reprezentująca najznakomitszych twórców, kilka razy została odrzucona przez kuratorów z Bazylei.
Warto wspomnieć, że w naszym kraju są galerie, które znakomicie funkcjonują właśnie dzięki targom. Nie prowadzą nawet typowej działalności polegającej na prezentowaniu dzieł w lokalu w centrum miasta. Nierzadko nie mają nawet szyldów. Zajmują mieszkania na wysokich piętrach. A mimo to grają pierwsze skrzypce na krajowym rynku. Właśnie dzięki targom, na których sprzedają dużo prac, mogą współpracować z najlepszymi artystami.