Bo tak naprawdę nadal nie bardzo wiadomo, kto pożyczył Dubai World prawie 60 mld dol. Nie wiadomo również, czy kryzys finansowy w emiracie jest jedynie kłopotem pojedynczej firmy, czy też i inni inwestorzy mogą się okazać niewypłacalni.
Dubajski kryzys zaczął się w ostatnią środę, kiedy to władze Dubaju zwróciły się do wierzycieli Dubai World, aby zgodzili się na przełożenie terminu wykupu jego obligacji oraz papierów należącej do niego budowlanej firmy Nakheel.
Co istotne, Dubai World to firma państwowa, więc jej kłopoty są interpretowane jako problemy całej gospodarki emiratu. Jednak zdaniem premiera W. Brytanii Gordona Browna świat jest dzisiaj przygotowany na tego rodzaju złe wiadomości, a system finansowy na tyle silny, że bez problemów poradzi sobie z takim kłopotem. – Dzisiaj mamy już takie mechanizmy, że jeśli pojawią się problemy w którymś kraju, jesteśmy w stanie je monitorować i powstrzymać niekorzystny wpływ na inne rynki. Także i rozmiary tych problemów nie są już na taką skalę, z jaką mieliśmy do czynienia w przeszłości – mówił Brown na konferencji prasowej w Trynidadzie i Tobago.
Mimo uspokajających wypowiedzi Browna światowe rynki finansowe nadal były rozhuśtane. Najwięcej traciły giełdy dalekowschodnie. Południowokoreański indeks Kospi obniżył się o 4,7 proc., a tajwański po ujawnieniu, że miejscowe banki pożyczyły na inwestycje w Dubaju prawie 200 mln dol., spadł o 3,2 proc. Źle zaczęły się również notowania w Europie, choć w późniejszych godzinach giełdy Starego Kontynentu zdołały odrobić poranne straty. Niżej natomiast otworzył się Nowy Jork. S&P 500 spadł o 2,3 proc., a Nasdaq Composite Index o 2,6 proc.
Ropa staniała do poniżej 75 dol. za baryłkę. To z kolei było efektem popytu na dolary, które po raz kolejny okazały się najbezpieczniejszą inwestycją na niepewne czasy. Czyli wystąpiły te objawy, z którymi mieliśmy do czynienia, gdy kryzys finansowy nabierał tempa, a rynkami wstrząsały doniesienia o niewypłacalności największych firm.