[b]RP: Od lat antykwariusze narzekają, że na rynku jest niska podaż. Pan w swoim antykwariacie zawsze ma ciekawe przedmioty z rzemiosła artystycznego.[/b]
[b]Andrzej Mikita:[/b] Moim zdaniem podaż jest duża i różnorodna. Generalnie antyki pochodzą z dwóch źródeł. Istnieje olbrzymi import, przeważnie rzeczy słabych lub najwyżej średniej klasy, pominąwszy pojedyncze dzieła kupowane na światowych aukcjach. Oprócz tego wciąż bogate są krajowe zasoby. Mam to szczęście, że długo pracuję w branży. Dzięki temu korzystam z krajowych zasobów. Zgłaszają się do mnie klienci, którym w Desie sprzedawałem antyki nawet 30 lat temu. Owszem, coraz trudniej zdobyć, rzeczy najlepsze, najwyższej muzealnej klasy. Jest tak dlatego, ponieważ Polacy się bogacą i nie muszą ich wyprzedawać. W pierwszej kolejności pozbywają się rzeczy o mniejszej wartości, wśród których można znaleźć bardzo ciekawe przedmioty. Często wyprzedają je ci, którzy kupowali antyki na początku lat 90. Dziś mają większą wiedzę o sztuce, porządkują domowe kolekcje.
[b]Czy na rynku antykwarycznym są jakieś wartościowe przedmioty, ale wyraźnie niedoszacowane?[/b]
Zdecydowanie warto zainteresować się na przykład starym malarstwem z XVII, XVIII i XIX wieku. Jeśli nawet obrazy te nie są sygnowane, to mają zwykle wielką wartość artystyczną i dekoracyjną, a są przy tym względnie tanie, można je kupić już za 5 – 25 tys. zł. Dziś z uwagi na konsekwencje kryzysu dużo łatwiej sprzedają się przedmioty nie droższe niż w cenach 10 – 30 tys. zł.
[b]Dlaczego nie ma popytu na te obrazy?[/b]