Obawy inwestorów związane z kryzysem zadłużeniowym nieco opadły i wzrosło zainteresowanie inwestycjami dającymi wyższy zwrot z inwestycji. Z najnowszego raportu firmy EPFR Global monitorującej przypływy pieniędzy w instytucjach zarządzania aktywami na świecie wynika, że w tygodniu zakończonym 16 czerwca pieniądze inwestorów płynęły głównie na rynki akcji. W sumie do funduszy akcji trafiło 10,8 mld dolarów (70 proc. wszystkich pieniędzy), z czego około 1,8 mld dolarów trafiło na rynki wschodzące. Był to najlepszy wynik od 11 tygodni.
Napływy nowych środków mieliśmy na rynek azjatycki (z wyłączeniem Japonii), europejski, bliskowschodni i afrykański. Z raportu wynika, że wycofywano pieniądze z krajów Ameryki Łacińskiej.
Przekładając to na stopy zwrotu z indeksów w minionym tygodniu, można zauważyć, że faktycznie najmocniej zyskiwały aktywa europejskie. Giełda w Rumunii zyskała przeszło 10 proc. W Turcji indeks ISE100 podliczono o ponad 5 proc. wyżej. Ponad 4 proc. rosły giełdy rosyjska i indyjska. Tradycyjnie najsłabiej radziła sobie giełda chińska. Ale wśród maruderów znalazł się też warszawski parkiet. WIG20 zyskał 3,07 proc., ale to głównie dlatego, że podajemy stopy zwrotu w dolarach. Nie uwzględniając zmian walutowych, wskaźnik stracił 0,7 proc.
Dlaczego zatem warszawski parkiet tak odstaje od reszty stawki ? Częściową odpowiedź możemy znaleźć w prognozach. Na koniec roku oczekiwany wskaźnik ceny do zysku dla spółek z WIG20 wynosi około 12,5. Teoretycznie to wprawdzie niewiele, ale dla większości giełd z emerging markets (w tym wszystkich europejskich) poziom wskaźnika C/Z jest niższy.
Oceniając rynki wschodzące, analitycy Morgan Stanley widzą perspektywy w takich krajach, jak Polska, Indie i Egipt. Gorzej natomiast oceniają gospodarki Chin i Brazylii. Analitycy banku nie wierzą w wyraźne odbicie globalnej gospodarki, dlatego dla swoich inwestycji poszukają krajów, które mają silny popyt wewnętrzny, a do takich należy Polska. Ciekawe, czy i kiedy znajdzie to odbicie w cenach akcji w Warszawie?