W hali przylotów ateńskiego lotniska L. Venizelos stosy walizek i paczek, które wyraźnie nie poleciały razem z ich właścicielami. Na zewnątrz kolejka do taksówek, bo chyba tylko ich posiadacze doszli do wniosku, że szczyt sezonu turystycznego to nie czas na strajki.
Tak było w Atenach 29 czerwca. I wczoraj, kiedy największe centrale związkowe zorganizowały strajk generalny. Następny protest przeciwko rządowi Jeorjosa Papandreu, który uparł się, żeby przywrócić porządek w greckich finansach publicznych, zaplanowany jest na 14 lipca.
Nie pracują wtedy służby publiczne, staje transport, wyłączają się kontrolerzy lotów. W portach koczują ci, którzy mieli nadzieję, że uda im się popłynąć promem. Mogą wypłynąć, ale i tak nie dotrą do Aten, bo związkowcy zawsze starają się zablokować przystań promową w Pireusie.
[srodtytul]Mission impossible[/srodtytul]
Strajki są dotkliwe przede wszystkim w stolicy i Salonikach. 29 czerwca na Krecie wszystko funkcjonowało bez zarzutu, ale tam mieszkańcy doskonale pamiętają, że ponad 40 proc. ich dochodów to turystyka.