O tym, że cena gazu na Ukrainie może być wyjątkowo niska, mówił w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji szef Gazpromu Aleksiej Miller po rozmowach z ukraińskim ministrem energetyki Jurijem Boiko. Tematem spotkania było utworzenie spółki (joint venture) przez Gazprom i Naftohaz, czyli realizacja propozycji premiera Władimira Putina złożonej władzom w Kijowie w kwietniu.
Rosjanom nie chodzi o typowe joint venture i standardową współpracę. Powołanie spółki ma być wstępem do pełnego połączenia obu firm, czyli w praktyce wchłonięcia Naftohazu przez Gazprom, a zatem nie tylko przejęcia kontroli nad samą firmą, ale i należącymi do niej rurociągami. Nimi płynie rosyjski gaz do Europy. Gdyby do tego doszło, Gazprom w praktyce dyktowałby warunki tranzytu i wykorzystania gazociągów, a jednocześnie przejął zaopatrzenie Ukrainy w gaz. Już teraz spółki Gazpromu dostarczają znaczące ilości surowca do ukraińskich odbiorców, także dużych firm przemysłowych.
Oferta prezesa Millera na pewno będzie dla Ukrainy kusząca. Tym bardziej że kupuje rosyjski gaz po wyjątkowo wysokich cenach.
Gaz dla Rosjan jest wyjątkowo tani, Gazprom sprzedaje go praktycznie poniżej kosztów. I choć od lat narzeka na to, że dopłaca do krajowych odbiorców, to jednak bez pozwolenia Kremla nie wprowadzi żadnych podwyżek. Cena na wewnętrznym rosyjskim rynku wynosi ok. 62 dolarów za 1000 m sześc. Tymczasem, jak prognozuje Gazprom, w tym roku Europie Zachodniej sprzedawać będzie swój surowiec średnio po 308 dolarów za 1000 m sześc. Ukraina początkowo miała płacić jeszcze więcej, w pierwszym kwartale sprowadzali rosyjski gaz po 330 dolarów, ale dzięki zmianie umowy w kwietniu cena spadła w drugim kwartale do ok. 230 dolarów.
Po rozmowach Miller – Boiko Gazprom w oficjalnym komunikacie zapewniał, że negocjacje w sprawie powołania joint venture są zaawansowane, ale szczegółów nie ujawniono.