Od końca listopada, gdy w domach pojawiają się pierwsze choinki, Amerykanie zaczynają zastanawiać się nie tylko nad tym, jakie prezenty kupić najbliższym. Tradycyjne pytanie zadawane w bożonarodzeniowym sezonie w magazynach ekonomicznych, na portalach i forach internetowych brzmi również: ile pieniędzy powinno się dać w danym roku w ramach świątecznego napiwku?
I jak to zwykle z takimi pytaniami bywa, gdy zapytamy o radę dziesięciu znajomych, dostaniemy dziesięć różnych kwot. Na szczęście sprawą napiwków zajmują się też profesjonaliści.
– Przeważnie obowiązuje zasada, że przedświąteczny napiwek powinien mieć wartość jednej usługi. Jeśli więc obdarowujemy gosposię, która raz w tygodniu przychodzi posprzątać nasz dom, powinniśmy dać jej równowartość cotygodniowego wynagrodzenia. Jeśli świąteczny napiwek zostawiamy osobistemu trenerowi, to powinien on mieć wartość jednej sesji treningowej, fryzjerowi damy zaś tyle, ile kosztuje jedno strzyżenie – tłumaczy Peter Post, dyrektor „The Emily Post Institute”, autor pięciu książek o etykiecie w biznesie, golfie i życiu prywatnym, który wątpliwości dotyczącego dobrego zachowania rozstrzygał m.in. w CNN, „Wall Street Journal”, „New York Timesie” czy tygodniku „Time”.
– Świąteczne napiwki dajemy tym usługodawcom, którzy są ważni w naszym życiu i z których usług jesteśmy zadowoleni – mówi Post. – Nie musimy obdarowywać tych, których pracę oceniamy źle, ale lepiej byłoby nie czekać z przekazaniem im swoich krytycznych uwag aż do świąt, by powiedzieć: „a przy okazji: nie daję ci napiwku, bo uważam, że nie pracujesz wystarczająco dobrze” – dodaje ekspert od etykiety.
[srodtytul]Napięty budżet darczyńcy[/srodtytul]