Warszawa. A na niższych nominałach miały być Poznań, Katowice, Kraków i Gdańsk.
Który to był rok?
1960. Rosła inflacja, bo po odwilży 1956 roku zapanowało gospodarcze ożywienie. Najwyższy dotąd nominał, słynna ciemnobrązowa pięćsetka z górnikiem na awersie i jego kolegami dziobiącymi kilofami węgiel na rewersie, już nie wystarczał. Poza tym chciano wymienić stare złotówki. W obiegu znajdowała się od 1948 roku ta górniczo-robotnicza seria, w której na wiśniowej setce była huta z dymiącymi kominami, a na ciemnozielonej pięćdziesiątce głowa rybaka z panoramą Gdyni. Rysunki tak mocno wpisały się w potoczną świadomość, że mówiono o nich „górnik” i „rybak”. Ale kojarzyły się źle, stalinowsko.
Kto wygrał konkurs na nowy tysiąc? Warszawy w portfelu nikt nie pamięta.
Jak to bywa, głównej nagrody nie było. Trzy osoby zaproszono do współpracy, m.in. mnie i wszystko przycichło. Nie dostawałem żadnych informacji, a wykonanie banknotu, zupełnie poza konkursem, zamówiono u profesorów Tomaszewskiego i Pałki. Zrobili go z Kopernikiem i pomarańczowym paskiem. Wszedł do obiegu. Pożegnałem się wtedy w myślach ze współpracą z narodowym bankiem. Jednak kilka lat później zwrócono się do mnie z prośbą o wykonanie serii banknotów z wizerunkami wielkich Polaków. I tak, po sugestiach premiera Jaroszewicza, w polskich portfelach pojawili się czerwony Waryński z zielonym Świerczewskim. Przedtem jednak, i to jest pierwszy mój banknot w obiegu, po odrzuceniu m.in. Mickiewicza, wyemitowano brązowo-żółte pięćset złotych z Kościuszką. To był 16 grudnia 1974 roku.
Co pan wtedy czuł?
Ogromną ulgę, że nie muszę pracować w tajemnicy. Że mogę powiedzieć kolegom w pracy, dlaczego nie biorę nadgodzin, a jestem przemęczony. Miałem też tremę. Jak to, co zrobiłem, zostanie przyjęte przez ludzi.
Potem miał pan dużo pracy. Pojawiła się rekordowa ilość – 16 – banknotów o wartości niższej i wyższej niż 500 zł.
To prawda. Miałem kłopot, brakowało mi kolorów! Przybywało nam banknotów nie tylko z powodu inflacji. Musiałem zaprojektować drukowane na dość poślednim papierze – dwadzieścia złotych z Romualdem Trauguttem; i dziesięć złotych z Józefem Bemem. Dlaczego? Ponieważ Mennica Państwowa miała problem z surowcem. Nie miała z czego bić monet o tym nominale.
Przyjemność sprawiło mi projektowanie banknotu o nominale dwa tysiące. Bardzo rzadko zdarza się, by jeden banknot posiadał dwa portrety. Przedstawiłem tu Mieszka I i Chrobrego. I rzadkie jest również, by i awers, i rewers przygotowywany był w technice stalorytniczej. W tej serii zaprojektowałem 17, a nie 16 banknotów...
Gdy na początku lat 90. za chleb płaciliśmy 30 tys. złotych, a zarabialiśmy miliony, pani Waltz, prezes NBP, poprosiła mnie o banknot o nominale 5 mln zł. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie udało się przeforsować denominacji. Zaproponowałem wizerunek Józefa Piłsudskiego. Pieniądz nie zdążył jednak wejść do obiegu, denominację przeprowadzono. Rozwiezienie po kraju wydrukowanych w Anglii nowych pieniędzy – to był logistyczny majstersztyk.
A pięciomilionówką zajął się pan Parchimowicz, który wydaje katalog polskich banknotów. Zwrócił się z prośbą o wydrukowanie tego projektu w nakładzie 7 tysięcy – dla zainteresowanych. Sto sztuk, z moimi inicjałami, przygotował tylko dla mnie.
Dzisiejsze banknoty z pocztem królów polskich to pana pomysł?
Tak. Byłem zmęczony proponowaniem kolejnych wielkich Polaków i dyskusjami, czy to Polak odpowiednio wielki na dany nominał. Poczet królów polskich nawiązuje do polskiej historii i tradycji. No i kolejność na nominałach jest oczywista. Kłopotliwe było tylko wybranie odpowiedniej piątki. Ja proponowałem m.in. królów elekcyjnych, Stefana Batorego. Ale zdecydowano, że musi być dwóch Piastów na pierwszych nominałach. Mieszko i Chrobry. Potem wiadomo: Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Zygmunt Stary. Król elekcyjny miał znaleźć się na pięćsetzłotówce. Ta jednak okazuje się niepotrzebna. Już 200 złotych rzadko chodzi.
Kto akceptuje pomysły i projekty na pieniądze?
Najpierw przygotowuję rysunki – szkice w ołówku, na zadany przez bank temat. Gdy zostają zatwierdzone przez komisję w NBP złożoną z bankowców i historyków, przygotowuję dokładny projekt. Korzystam z dostępnych historycznych wzorów. Twarze najstarszych królów, których wizerunki się nie zachowały, wzorowałem na Matejce. Bo to najbardziej utrwalone obrazy. Przy banknotach z Piastami zamiast polskiego godła przerysowywałem obowiązujące wówczas monety. Insygnia władzy kopiowałem z tych zachowanych w muzeach lub z rycin, ilustrowanych rękopisów. Najważniejsze, by elementy architektury i inne przedmioty były zgodne z historyczną prawdą. Praca nad banknotem zajmowała mi około trzech miesięcy. Półtora miesiąca jedna strona, półtora miesiąca druga. Praca nad tą serią zafascynowała mnie. Wymalowałem cały poczet królewski, wszystkich 43. Można go obejrzeć tylko w katalogu z mojej jubileuszowej wystawy w Kazimierzu Dolnym.
Zdarzało się, że któryś z elementów na banknotach się nie spodobał?
Wątpliwości wzbudzała tylko korona Kazimierza Wielkiego.
Jakie?
To korona grobowa, może powinien mieć inną. Poza tym wszystko przyjmowane było przychylnie.
Nigdy nie wkradły się panu podczas tak precyzyjnego projektowania błędy?
Raz zdarzył się fatalny. Przy dwóch milionach z Ignacym Paderewskim. Wszyscy go przepuścili, zauważony został dopiero na etapie druku. Zgubiłem literę w słowie „Konstytucyjny”. Wydrukowano wtedy w pierwszej, ale wycofanej partii „Sejm Konstytucyjy”. Nie wiem, jak to się stało. Miałem mało miejsca, by wkomponować ten napis i chyba podświadomie wyrzuciłem tę nieszczęsną literkę, by się zmieścić.
I nikt błędu nie zauważył?
Nikt. Dopiero drukarz. Przypuszczam, że wielu czytających na etapie produkcyjnym mogło uznać, że to jakaś staropolska forma nazwy i projektant wiedział co robi. Obdarzano mnie dużym zaufaniem. Choć straty nie były duże, wymieniono tylko kilka drukarskich blach, to czułem się niezręcznie. To był pierwszy banknot podpisywany przez prezes Hannę Gronkiewicz-Waltz.
Interesują się projektami ludzie władzy?
Dziś już nie. Premier Jaroszewicz interesował się, bo był numizmatykiem. No i propagandzistą. Teraz decyzję podejmuje prezes NBP.
Które pieniądze są najpiękniejsze?
Ładne były niemieckie marki na podstawie grafik Dürera, miały ducha jego czasów. Bardzo dobre były i są funty angielskie. Ważne jest, by banknoty oddawały w swym charakterze specyfikę kraju. Nie podobają mi się pieniądze plastikowe. Nie mam na myśli kart kredytowych, tylko banknoty. Wprowadziła je Australia. Chyba się nie przyjęły. Takie pieniądze są nieszlachetne.
Podczas współpracy z NBP pokazywano mi banknoty z całego świata. Śledziliśmy nowe rozwiązania graficzne i zabezpieczenia, wiele fascynujących. Ale naprawdę wyjątkowe były carskie ruble. Ja chyba lubię duży pieniądz. Te były ogromne, rozmiaru prawie A5. Wspaniały ryt, chyba najpiękniejszy na świecie. I miały tajemnicę do dziś nierozszyfrowaną. To zabezpieczenia tzw. metodą Orłowa, ich specjalisty od giloszy. Jego kreska przechodziła z jednego koloru w drugi. Dziś łatwo to zrobić, ale jak robiono to kiedyś, tego nie wie nikt. To największa tajemnica Banku Rosji.
Co będzie, gdy wejdziemy do strefy euro?
Przyjmiemy pieniądze, w których tylko monety mają narodowy rewers, banknoty są w całej strefie identyczne. Skończy się ich projektowanie.
Podoba się panu euro?
Doceniam pomysł. To był szalenie trudny temat – zaproponować coś, co nie będzie związane z żadnym krajem, a może być ciekawe, akceptowane i wspólne dla wszystkich państw UE. Pomysł na mosty i okna jest rewelacyjny. Przy czym żaden z tych mostów i żadne z okien w różnych stylach europejskich – gotyckim, renesansowym itd. – nie istnieje. Są to wariacje na temat.
Pieniądze te są jednak, w moim odczuciu, jak by to powiedzieć... suche. Zimne. Bezosobowe. Ja chyba wolę pieniądze ludzkie. Z ludzką twarzą.
Andrzej Heidrich - polski grafik, autor ekslibrisów, projektów znaczków pocztowych i polskich banknotów w latach 1974 – 1993 („Wielcy Polacy”, 1975 – 1996 r. ) i obecnych – „Królowie i książęta Polski" (od 1994 r.), autor poprawek godła heraldycznego Polski do obecnego herbu państwowego, insygniów Orderu Krzyża Wojskowego, a także m.in. gwiazdy dla policji, orzełków do czapek straży miejskiej.