[b]Rz: Niedawno zakończył się proces, jaki w 2003 roku wytoczył pan domowi aukcyjnemu Agra-Art SA. Zakwestionował pan autorstwo zakupionego na aukcji obrazu Władysława Maleckiego. Mogło się to zdarzyć w każdym krajowym antykwariacie! Sprawę możemy uznać za zamkniętą, bo Sąd Najwyższy oddalił wniosek Agry o kasację wyroku. Co przy okazji wygrał rynek, klienci?[/b]
[b]Witold Zaraska:[/b] Zależało mi na tym, żeby wygrał rynek. Odzyskanie pieniędzy było kwestią wtórną. Mówiąc w koniecznym skrócie, w procesie tym uznano ostatecznie, że dzieło sztuki należy traktować jak towar. Sąd nie musi tonąć w akademickich sporach z historii sztuki, które stają się pretekstem do przewlekania procesu. Sąd apelacyjny uznał wcześniej, że sprzedano mi nie to, co obiecywał opis w katalogu aukcyjnym. Jeśli zapłaciłem 140 tys., to sama ta kwota potwierdza, że spodziewałem się kupić towar autentyczny i najwyższej jakości, nie zaś budzący uzasadnione wątpliwości, których sąd zresztą nie kwestionował, oddalając pozew w pierwszej instancji.
[b]Dzieło sztuki to taki sam towar jak na przykład samochód?[/b]
Tak! Jeśli przychodzę do autoryzowanego salonu samochodowego, to nie po to, żeby kupować składak. Tak samo gdy przychodzę do tzw. renomowanego domu aukcyjnego, gdzie sporny obraz opiniowali specjaliści ze stołecznego Muzeum Narodowego, to nie po to, żeby kupować obraz przemalowany.
Co innego, gdy klient świadomie godzi się na to, że autentyczność obrazu i stan jego zachowania nie mają dla niego znaczenia, ale wtedy za grosze kupuje obraz na jarmarku perskim od przypadkowego sprzedawcy.