W sobotę liderzy obu partii i prezydent Barack Obama starali się ratować negocjacje w sprawie podniesienia wynoszącego obecnie 14,3 bln dol. limitu zadłużenia. Zerwał je w piątek wieczorem republikański przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner, tłumacząc, że był już bliski kompromisu, gdy Obama zażądał wpisania do porozumienia 400 mld dol. z podwyżek podatków oprócz 800 mld dol. uzyskanych m.in. dzięki likwidacji ulg podatkowych.

- Republikanie muszą sami siebie zapytać, czy są w stanie zgodzić się na jakąkolwiek propozycję – przekonywał z kolei prezydent, wyraźnie wściekły za odmowę zawarcia "niezwykle uczciwego" porozumienia.

Republikanie – wśród których wielu zobowiązało się przed wyborcami, że nigdy nie poprze podwyżek podatków – nie chcą się zgodzić na nakładanie nowych obciążeń. Tymczasem na zawarcie kompromisu, sporządzenie ustawy i przeprowadzenie jej przez cały proces legislacyjny politykom zostało już tylko osiem dni. – Żebyśmy mieli wszystko gotowe do 2 sierpnia, a tę datę akceptują wszyscy partyjni liderzy, to procedura w Izbie Reprezentantów musi się rozpocząć w poniedziałkowy wieczór – powiedział w CNN sekretarz skarbu Timothy Geithner, opowiadając się za rozwiązaniem długoterminowym.

Jak zauważa "The Wall Street Journal", demokraci chcą od razu podnieść pułap zadłużenia o 2,4 bln dol., co dałoby rządowi USA pieniądze do końca 2012 r. Republikanie wolą podnosić ten limit w dwóch etapach. Najpierw o bilion dolarów – co powinno starczyć, aby Ameryka przetrwała do końca roku. Zgodzie na ten krok miałaby towarzyszyć redukcja wydatków o mniej więcej bilion dolarów. Drugi raz pułap zadłużenia miałby być zwiększony w styczniu, po przyjęciu planu oszczędnościowego. Ten etap miałby doprowadzić  do zmniejszenia długu USA o kolejne 3 bln dol.

Jeśli do 2 sierpnia ustawa podnosząca dopuszczalny limit zadłużenia nie zostanie podpisana przez Obamę, to pierwszy raz w historii Ameryka nie będzie miała pieniędzy na spłatę długów.