Paniczna, poniedziałkowa wyprzedaż na rynkach kapitałowych uderzyła też rykoszetem w rynki walutowe. Fatalne informacje o kondycji i perspektywach najważniejszych gospodarek naszego kontynentu spowodowały odwrót inwestorów od wspólnej waluty, która taniejąc pociągnęła za sobą złotego.
Nasz pieniądz zaczął jednak dzień na poziomach piątkowych zamknięć. Za euro płacono na otwarciu niespełna 4,19 zł. Frank był wyceniany na nieco ponad 3,48 zł a amerykański dolar na 3,17-3,18 zł. Takie wyceny nie utrzymały się jednak długo. Już po godzinie 9.00 na rynku przeważać zaczęli sprzedający, którzy rośli w siłę w miarę jak na rynek trafiały kolejne kiepskie dane makro. Trend zniżkowy na złotym utrzymał się aż do wieczora. Wówczas, za euro należało w Warszawie płacić już 4,21 zł a za franka ponad 3,5 zł (najwyższy poziom od połowy lutego). W obu przypadkach były to ceny o 0,5 proc. wyższe niż w piątek. Jeszcze więcej, bo prawie o 1,3 proc., podrożał dolar, którego wyceniano na 3,21 zł.
Na rynku długu lekko wzrosło oprocentowanie papierów dziesięcioletnich (do 5,49 proc.) i pięcioletnich (do 4,95 proc.). Spadła za to, do 4,7 proc., rentowność dwulatek.