Nasz pieniądz wykazał się wczoraj dużą odpornością na kiepskie informacje makroekonomiczne, które zachęcały do zamykania pozycji. Informacja, która powinna w środę pogrążyć złotego, dotyczyła słabych danych o produkcji przemysłowej w listopadzie. W porównaniu z październikiem zmalała o 4,8 proc., a rok do roku była niższa o 0,8 proc.

Co prawda na finiszu kursy głównych walut były po ok. 1 grosz niższe niż na starcie, ale takie zmiany nie były bolesne dla inwestorów. Wieczorem za euro płacono w Warszawie niespełna 4,08 zł, czyli tyle samo co dzień wcześniej. Podobnie stabilnie zachowywał się kurs franka szwajcarskiego, który przed zamknięciem był w połowie przedziału 3,37–3,38 zł. Jedynie dolar stracił lekko (0,2 proc.) na wartości w reakcji na zmiany na rynkach globalnych. Ostatnie transakcje zawierano po mniej niż 3,08 zł.

Na rynku międzybankowym, po kilku dniach odpoczynku, inwestorzy znowu zaczęli gromadzić polskie obligacje. Przewaga popytu nad podażą była dość duża, więc ceny były sporo wyższe niż we wtorek.

Rentowność papierów dziesięcioletnich zmalała do 3,85 proc., a pięcioletnich do 3,32 proc. W przypadku obligacji dwuletnich oprocentowanie spadło do 3,18 proc.