W niedzielne popołudnie światek Formuły 1 przynajmniej na półtorej godziny zapomniał o aferze szpiegowskiej i ukaraniu zespołu McLarena - głównym temacie dyskusji w ostatnich dniach.
Skupiono się na wydarzeniach na torze, choć tak naprawdę w wyścigu niewiele się działo. Widowisko uratował Robert Kubica, który po karze za wymianę silnika startował z 14. pola. Na mecie był dziewiąty, a do miejsca w punktowanej ósemce zabrakło mu pół sekundy.
Wszystko rozpoczęło się podczas sobotniego treningu, kiedy w aucie BMW-Sauber polskiego kierowcy doszło do awarii jednostki napędowej. W myśl przepisów zawodnik musi przejechać dwa weekendy Grand Prix, korzystając z tego samego silnika (do weekendu nie zalicza się piątkowych treningów), a w przypadku konieczności wcześniejszej wymiany przesuwa się kierowcę o dziesięć miejsc do tyłu na starcie.
Po sobotniej awarii mechanicy BMW-Sauber musieli wymienić silnik, wobec czego jeszcze przed kwalifikacjami wiadomo było, że Kubica ruszy do wyścigu z odległego pola. Dodatkowo polski kierowca stracił całą sobotnią sesję treningową, bo do awarii doszło na samym początku jazd.
Przez to samochód nie był idealnie ustawiony, ale mimo to udało się uzyskać piąty rezultat podczas czasówki, jedynie za kierowcami Ferrari i McLarena. Kara za wymianę silnika oznaczała jednak spadek na 15. pozycję na starcie. Polak awansował o jedno miejsce jeszcze w sobotę wieczorem, bo w samochodzie Renault Giancarlo Fisichelli także zmieniono silnik, a za taki zabieg przeprowadzony po kwalifikacjach zawodnik relegowany jest na ostatnie pole startowe.