Na przemysłowych przedmieściach Szanghaju, w zbudowanym zaledwie w 18 miesięcy kompleksie wyścigowym, na którym Formuła1 gości czwarty raz, Hamilton ma szansę zostać pierwszym debiutantem z tytułem mistrza świata. Musi tylko ukończyć wyścig przed Fernando Alonso. Kimi Raikkonenowi szanse daje jeszcze tylko matematyka.
Alonso traci do Hamiltona 12 pkt i powiedział już wcześniej, że do obrony mistrzostwa potrzebuje cudu. Niewykluczone, że ten się zdarzy. Wszystko przez film opublikowany przez jednego z kibiców na portalu YouTube (wczoraj popołudniu już nie można było go zobaczyć, został zablokowany na żądanie właścicieli praw telewizyjnych do F1). Widać na nim, że do zderzenia Marka Webbera (Red Bull) i Sebastiana Vettela (Scuderia Toro Rosso) mogło dojść dlatego, że Hamilton jechał nieprzepisowo za samochodem bezpieczeństwa. Sędziowie postanowili przyjrzeć się temu filmowi bliżej.
Podczas rozpoczynającej wyścigowy weekend konferencji prasowej kierowcy wrzucili parę kamyczków do ogródka kandydata na mistrza świata. Webber i Vettel uważają, że prawdziwym sprawcą kolizji na torze Fudżi był właśnie prowadzący w wyścigu Hamilton.
Anglik postąpił wbrew regulaminom Formuły 1 oraz wbrew ustaleniom samych kierowców, zgodnie z którymi należy unikać gwałtownego hamowania podczas jazdy za samochodem bezpieczeństwa. Przepisy mówią, że lider zobowiązany jest do utrzymania odstępu maksimum pięciu długości samochodu za dyktującym tempo srebrnym mercedesem. Tymczasem Hamilton w pewnym momencie znalazł się tuż za samochodem bezpieczeństwa, po czym gwałtownie zwolnił i uciekł na zewnętrzną stronę zakrętu.
-Myślałem, że ma defekt i się zatrzymuje - powiedział Vettel, który chwilę potem wpadł na bolid Webbera i dostał za to karę przesunięcia o dziesięć miejsc na starcie do GP Chin.