– Szkoda, że wicepremier Waldemar Pawlak się nas przestraszył, ale ważne, że ktoś z naszymi mężami w końcu porozmawia – mówiły przed wyjazdem ze stolicy, gdzie od środy w południe domagały się spotkania z ministrem gospodarki.
Wcześniej zapowiadały, że nie wyjadą bez spotkania z Pawlakiem. Ale ten odmówił. Nie zgodził się też na rozmowy z protestującymi w Ornontowicach. Powiedział, że sprawa płac leży w gestii zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej i nie można ulegać naciskom kilkuset górników, którzy "najgłośniej krzyczą" i domagają się podwyżki większej niż wzrost płac ponad 100 tys. górników w pozostałych kopalniach. Gdyby spełnić żądania Budryka, wzrost pensji przekroczyłby 20 proc., podczas gdy w największej Kompanii Węglowej sięgnął 15 proc.
Krytycznie strajk ocenili także premier Donald Tusk i Leszek Balcerowicz. Ingerencji rządu w sprawy płacowe w górnictwie nie popierają internauci – 54,21 proc. z 1700 ankietowanych na portalu wnp.pl sprzeciwia się udziałowi rządu w sporze.
O mediację w komisji dialogu zwrócił się do wojewody śląskiego zarząd JSW. Urząd potwierdził rozmowy.
W Budryku strajk głodowy prowadzi 13 osób. 150 innych okupuje kopalnię na głębokości 700 m, ok. 400 na powierzchni. – Na spotkanie WKDS pojedziemy, dobrze, że wojewoda wreszcie się zdecydował zwołać komisję, choć my dwa razy o to występowaliśmy – mówi Krzysztof Łabądź z Sierpnia '80 (jeden z czterech związków prowadzących protest, pięć go nie popiera). – Przesłaliśmy żądanie zrównania zarobków z kopalnią Krupiński, najgorzej zarabiającą w JSW (średnia wyniesie w niej ok. 5400 zł – red.).