Według Michała Boniego, szefa doradców premiera Donalda Tuska i innych specjalistów zajmujących się problemami społecznymi, ludzie często rejestrują się w urzędach pracy nie po to, by łatwiej znaleźć zatrudnienie czy przekwalifikowanie, lecz by korzystać ze świadczeń zdrowotnych.
– Dzieje się tak z wielu powodów: kobiety rejestrują się jako bezrobotne, bo ich mężowie wyemigrowali, a one wolą równocześnie opiekować się dziećmi w domu, mieć zapewnioną bezpłatną opiekę medyczną i ewentualnie dodatkowe pieniądze – opowiada Michał Boni. – Zaś mężczyźni często pracują w szarej strefie i nie chcą oficjalnie się zatrudnić.
Bezrobotni nie płacą składek na ubezpieczenie zdrowotne. Robi to za nich budżet państwa. Gdy wprowadzono te ubezpieczenia na początku 1999 roku, w ciągu czterech miesięcy bezrobocie wzrosło o ok. 2,5 proc. tylko dlatego, że ok. 350 tys. ludzi nagle się zarejestrowało w urzędach pracy. – Większość nie kryła, że chce zabezpieczyć się przed płaceniem za opiekę medyczną – uważa Jacek Męcina, ekspert PKPP Lewiatan.
Nowy pomysł resortu pracy polega na tym, by bezrobotni nadal korzystali z bezpłatnej publicznej opieki medycznej, ale by za tych, którzy już nie dostają zasiłku, składki płacił nie urząd pracy, a pomoc społeczna albo gmina. Obecnie zarejestrowanych jest ok. 1,7 mln bezrobotnych. Zasiłki dostaje nieco ponad 270 tys. osób w całym kraju.
– Gdyby zlikwidowano zależność pomiędzy rejestracją w urzędzie pracy a dostępem do służby zdrowia, mielibyśmy o połowę bezrobotnych mniej – przypuszcza Aleksander Kornatowski, wiceprezes Mazowieckiego Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Według niego prawo „napędza” liczbę zarejestrowanych w urzędach. Są to przepisy dotyczące ubezpieczenia zdrowotnego oraz pomocy społecznej.