Przed polsko-ukraińskim przejściem granicznym w Dorohusku w niedzielę w 30-kilometrowej kolejce do odprawy stało blisko tysiąc tirów. Czekali co najmniej dwie doby. Podobnie jest na innych przejściach granicznych z Ukrainą – w Hrebennem, Korczowej, Medyce.
Polscy celnicy winą za zator obarczają służby ukraińskie, które prowadzą drobiazgowe kontrole. – Przepustowość polskiego przejścia wynosi ok. 300 pojazdów podczas 12-godzinnej zmiany, tymczasem Ukraińcy na odprawę takiej liczby aut potrzebują doby – mówi Marzena Siemieniuk, rzecznik Izby Celnej w Białej Podlaskiej. Podkreśla, że jest to granica UE i natężenie ruchu na przejściach cały czas rośnie. – Jest ich o wiele za mało – uważa.
Sytuacja zaczyna przypominać tę ze stycznia, gdy ruch na granicy został całkowicie sparaliżowany. Wkrótce może być podobnie. Celnicy coraz głośniej krytykują postawę rządu i kierownictwa Służby Celnej. – Z obiecanych w styczniu przez premiera 500 zł netto dostaliśmy średnio niecałe 400 – mówi Arkadiusz Pytlak ze Związku Zawodowego Służby Celnej Porozumienie Białostockie. – Z szumnie zapowiadanych reform przeprowadzono tylko kosmetyczne zmiany, by uspokoić nastroje.
Celnicy powołują kolejne organizacje związkowe do obrony swych praw. – W przygotowywanych reformach zapomniano o celnikach, tylko zaostrza się represje – mówi Sławomir Siwy, przewodniczący związku Celnicy. pl, do którego wstąpiło już pół tysiąca funkcjonariuszy.
Związkowcy mówią, że ich przełożeni i rząd żyją w nierealnym świecie. Dlatego zainicjowali akcję wysyłania czerwonych tabletek do szefa Służby Celnej Jacka Kapicy. Pomysł wzięli z filmu „Matrix”, w którym czerwona tabletka pozwalała bohaterowi zobaczyć realny świat. – Może nasz szef po zażyciu tych tabletek zobaczy realny obraz pracy celników – mówi funkcjonariusz z przejścia w Korczowej w Podkarpackiem.