Wczoraj rano kurs dolara do euro osiągnął najniższy poziom w historii. Za jedno euro trzeba było zapłacić aż 1,5983 dol.
Potem amerykańska waluta się wzmocniła i psychologiczna bariera 1,6 dol. za euro nie została trwale przekroczona. Jednak w sytuacji, kiedy EBC uporczywie odmawia cięcia stóp procentowych, a w USA oczekuje się dalszego spadku kosztów pieniądza, 1,6 dol. za euro, a nawet jeszcze więcej, jest bardzo realne.
Słaby zielony okazał się jednak błogosławieństwem dla amerykańskich koncernów. W I kwartale roku pomógł im osiągnąć dobre, a nawet doskonałe wyniki. Tym lepsze, im więcej przychodów firmy przychodzi spoza USA.
"Coca-Cola dostała mocny wiatr w plecy" – komentował wczoraj wyniki koncernu Gary Bradshaw, analityk Hodges Capital Management. Producent napojów zwiększył zysk o 19 proc., do 1,5 mld, wobec 1,26 mld po I kwartale 2007 roku.
Wynikami zaskoczył także IBM. Przy przychodach wynoszących 24,5 mld dol. zysk spółki wyniósł 2,32 mld dol. i był większy od ubiegłorocznego o 26 proc. Wiceprezes ds. finansowych IBM Mark Loughridge w sposób typowy dla amerykańskich zarządów chwalił firmę za "dostosowanie się do konkurencyjnych warunków na globalnym rynku". W sprawozdaniu finansowym jednak wyraźnie zaznaczono, że 65 proc. przychodów spółki pochodzi z zagranicy, a gdyby nie słaby dolar, to zysk wzrósłby jedynie o 4 proc. Wysokie zyski zachęciły IBM do ekspansji. Firma zapowiada, że będzie się rozglądać za możliwością przejęcia.