Polskie firmy będą inwestować w prowincji, w której stacjonują nasze wojska. Armia pomogła rozpoznać rynek i sprawdziła kontrahentów. Do czasu wycofania naszych żołnierzy z Iraku będzie też chronić polskie inwestycje.
Rz: Dlaczego tak późno wchodzimy do Iraku z inwestycjami?
Edward Pietrzyk:
Wcześniej chciałem ściągnąć duże firmy i okazało się, że są z nimi same problemy. Teraz pojawiły się mniejsze, ale bardziej zdeterminowane. A jest się o co bić. Gubernator prowincji Diwanija, gdzie stacjonują polskie wojska, ma tylko w tym roku 250 milionów dolarów na inwestycje. Irakijczycy chcą, by zbudować im mleczarnie, cementownie, potrzebują stali, chcą inwestować w przemysł rolno-spożywczy. Spodziewam się, że w czerwcu w Warszawie firmy podpiszą pierwsze kontrakty. Wreszcie udało się znaleźć praktyczny sposób zastąpienia naszej obecności wojskowej działalnością ekonomiczną. Robimy tak jak Amerykanie, którzy wokół swoich baz tworzą strefy ekonomiczne. Dzięki pomocy naszego wojska mamy rozpoznanie autentycznych potrzeb inwestycyjnych, wiemy, kto naprawdę chce z nami współpracować, i mamy gwarancje, że nasz biznes będzie pod osłoną polskiej armii.
Przecież nasze wojsko w październiku ma się wycofać z Iraku.