– Od trzech lat lobbujemy za tym, by metan, który jest dla nas odpadem górniczym, mógł być uznany za zieloną energię – mówi Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Resort gospodarki, powołując się na prawo unijne, uznaje metan, którego wybuchy powodują katastrofy w kopalniach (ostatnio w Boryni, gdzie zginęło 6 osób), za kopalinę, a ta zieloną energią być nie może. Tyle że np. Niemcy i Czesi dostosowali przepisy tak, że pozwalają wykorzystać ten gaz jako energię odnawialną.
Tymczasem energią odnawialną będzie w Polsce między innymi energia powstająca w procesie spalania śmieci, które ulegają biodegradacji. Chodzi m.in. o tkaniny, papier i resztki zieleni. Resorty środowiska i gospodarki przygotowały rozporządzenie, które pozwoli spalarniom odpadów zarabiać na sprzedaży zielonej energii. A na razie w kraju istnieje jeden taki zakład w Warszawie.
Natomiast dzięki stacjom odmetanowiania kopalnie wychwytują ok. 250 mln m sześc. metanu rocznie, a z danych Wyższego Urzędu Górniczego wynika, że tego gazu powstaje w kopalniach co roku 878 mln m sześc. Gdyby metan został uznany za zieloną energię, kopalnie mogłyby dodatkowo wykorzystać 150 mln m sześc. gazu, co pozwoliłoby na produkcję ok. 500 tys. megawatogodzin energii elektrycznej. A to oznacza, że spółki węglowe zarobiłyby rocznie dodatkowo 120 mln zł (megawatogodzina zielonej energii kosztuje 240 zł).
– A metan jest gazem, którego potencjał cieplarniany jest 21 razy większy niż dwutlenku węgla. W ciągu minionych 200 lat jego stężenie w atmosferze wzrosło ponaddwukrotnie – mówi Sylwia Jarosławska-Sobór, rzeczniczka Głównego Instytutu Górnictwa. Być może dlatego w projekcie rozporządzenia rady ministrów w sprawie opłat za korzystanie ze środowiska (projekt do 10 lipca będzie konsultowany) opłaty za emisję metanu wzrastają aż 21-krotnie.