Inwestorzy z branży energetyki odnawialnej obawiają się utraty kaucji, jakie będą musieli wpłacać na poczet podłączenia do sieci energetycznej. To jedno z rozwiązań zawartych w projekcie zmiany prawa energetycznego, które ma usprawnić proces przyłączania do sieci. Opłata za każdy kilowat mocy, który chciałaby produkować dana firma, wynosiłaby 100 zł. W sumie nawet 3,7 mld zł. O pomyśle resortu gospodarki pisaliśmy kilka dni temu. Teraz okazuje się, że kaucje tak naprawdę będą rodzajem podatku. Ze zdobytych w ten sposób środków ma zostać sfinansowana rozbudowa sieci.
– Proponowana zaliczka jest instrumentem mającym na celu zapobieganie zjawisku tzw. blokowania mocy przez inwestorów, którzy albo w ogóle nie planują realizacji inwestycji, albo planują ją w bardzo odległym czasie. Generalnie ma ona charakter bezzwrotny – mówi Zbigniew Kamieński, zastępca dyrektora Departamentu Energetyki w Ministerstwie Gospodarki.
– Rzeczywiście należy oddzielić prawdziwych inwestorów od takich, którzy nie mają nawet zamiaru realizacji farm wiatrowych ani pieniędzy na to, ale kaucje przyniosą tylko więcej trudności. To ekstremalne rozwiązanie – podkreśla Mikel Garay, szefa funduszu Taiga Mistral.
Tajga Mistral, którego udziałowcem jest m.in. Santander Bank, zebrał już 80 mln euro na inwestycje, a docelowo – w ciągu czterech lat – chce zostawić w naszym kraju 250 mln euro. Tylko że zdaniem Mikela Garaya najnowsze propozycje odnośnie do wprowadzenia kaucji nie będą sprzyjały inwestycjom zagranicznym w Polsce. Chodzi o mnożenie biurokracji i o to, co się potem stanie z wpłaconymi pieniędzmi. – Od momentu złożenia wniosku do sfinalizowania umowy trzeba zdobyć wiele pozwoleń, np. od lokalnych urzędników. Wystarczy, że inwestor nie uzyska jednego z nich, i traci pieniądze – zauważa Mikel Garay.
Koszty kaucji – przy proponowanym 100 zł za kilowat – wyniosą 2 – 3 proc. wartości inwestycji. W początkowej fazie realizacji projektu będzie to więc dla inwestora poważne obciążenie. – Jest to nieuczciwe, nie mogę sobie pozwolić na stratę tak dużych pieniędzy przez jedną decyzję urzędnika – mówi Andrzej Kaźmirowski, były inwestor z branży energetyki odnawialnej.