– Pytanie o brak energii nie jest abstrakcyjne – przyznał podczas wczorajszej debaty wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld. Przestrzegał jednak, że nie należy straszyć brakiem energii. – Mamy trudną sytuację w jej wytwarzaniu i przesyle. Niedawno oddany blok Pątnów II w Zespole Elektrowni PAK to pierwsza taka inwestycja od 17 lat – dodał.
Według Pawła Mortasa, prezesa poznańskiej grupy Enea, jeśli Polska nie zrealizuje niezbędnych inwestycji i nie otworzy granic, by móc sprowadzać energię, to w 2014 r. może jej zabraknąć. Paweł Smoleń, prezes Vattenfall Heat Poland, uważa, że nie chodzi o to, czy w 2014 r. zabraknie energii w kraju, ale czy „nastanie ciemność”. – Skoro już teraz rezerwa mocy wynosi 5 proc., to znaczy, że system jeszcze działa, ale ryzyko jest bardzo duże – dodał.
Spółka PSE Operator odpowiedzialna za system energetyczny w kraju ocenia, że do 2015 r. w Polsce powinno powstać 12 tys. megawatów nowych mocy w elektrowniach. Jak wyjaśniała prezes PSE Stefania Kasprzyk, rośnie popyt na energię i trzeba stopniowo wyłączać stare bloki, bo nie spełniają norm ochrony środowiska. – Import nie rozwiąże problemów – mówiła. Zdaniem prof. Krzysztofa Żmijewskiego z Politechniki Warszawskiej deficyt mocy w kraju i tak wystąpi, a jeśli wszystkie planowane inwestycje w elektrowniach zostaną zrealizowane, będzie odpowiednio mniejszy. Najtrudniejsza sytuacja czeka nas w latach 2010 – 2016.
Uczestnicy debaty zgodnie przyznali, że przez ostatnie lata energetyce nie opłacało się inwestować m.in. z powodu regulowanych cen dla odbiorców. W efekcie dane pokazujące gigantyczne moce – 35 tys. megawatów – teraz okazują się fikcją, bo ok. 20 proc. nie nadaje się do wykorzystania. – Większość bloków energetycznych w Polsce ma 30 i więcej lat, czyli jest kompletnie zdekapitalizowanych i nie powinny być w ogóle remontowane – podkreślał minister Szejnfeld. – Żyliśmy w przekonaniu, że mamy nadmiar mocy w elektrowniach – dodał Paweł Urbański, wiceprezes PGE. – Na dodatek ceny energii w kraju były zbyt niskie, więc firmy nie były zainteresowane budową bloków – mówił.
Dariusz Stolarczyk, wiceprezes Taurona, podkreśla, że przez wiele lat energetykę traktowano jak sektor użyteczności publicznej, a URE, zatwierdzając taryfy, nie uwzględniał kosztów kapitałowych. Dwie duże grupy w kraju – PGE i Tauron – mają dość własnych elektrowni i nie muszą dokupywać na rynku energii dla swoich odbiorców, ale dwie pozostałe – Enea Poznań i gdańska Energa – są w znacznie trudniejszej sytuacji. Prezes Mortas przyznał, że włączona do holdingu Elektrownia Kozienice dostarcza połowę potrzebnej odbiorcom Enei energii. – Musimy budować bloki, by nie kupować drogiej energii na rynku – dodał. – Nasza produkcja ma zaspokoić potrzeby 2,5 mln klientów.