To oznacza, że zmniejszą dzisiejsze zatrudnienie o połowę. 4,5 tys. osób będzie wykonywać zadania związane bezpośrednio z działalnością stoczniową, a 1 tys. pracowników – pozostałą. Taką informację przekazał wczoraj przed spotkaniem ministra skarbu Aleksandra Grada ze związkowcami stoczni w Gdyni i Szczecinie prezes ISD Polska Konstanty Litwinow. ISD Polska jest już właścicielem zakładu w Gdańsku, chce też kupić stocznię w Gdyni. Przygotowany przez nią łączny program restrukturyzacji obu firm w ubiegły piątek trafił do Komisji Europejskiej.
– Rzeczywista skala zwolnień będzie efektem negocjacji między inwestorem a związkami – mówi „Rz” Marek Lewandowski, rzecznik „Solidarności” w Stoczni Gdynia. – W przypadku zwolnień grupowych pracodawca musi podpisać z nami stosowne porozumienia. Zapowiadana obecnie skala redukcji nie jest dla nas zaskoczeniem. Stocznia ma dziś nie najlepszą wydajność i potrzebuje zmian w organizacji pracy – dodaje Lewandowski. Zauważa, że już dziś w stoczni brakuje pracowników produkcyjnych, więc by ISD Polska mogła w przyszłości realizować zapowiadane inwestycje, konieczne będzie przekwalifikowanie się części zatrudnionych np. w administracji.
Mniej spokojnie do zapowiedzi zwolnień podchodzą związkowcy ze Stoczni Gdańsk, którzy są przeciwni połączeniu ich zakładu ze Stocznią Gdynia. – Wspólny program restrukturyzacji i związane z nim zwolnienia to koniec Stoczni Gdańsk – twierdzi Roman Gałęzewski, szef „S” w gdańskiej stoczni. Do spotkania ministra ze związkowcami z Gdańska ostatecznie nie doszło.