Już 14 proc. miejskich przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych, czyli ponad 70 miast w Polsce, stosuje taryfy za wody opadowe. Ich wysokość uzależniona jest od ilości wody, jaka spada na metr twardej powierzchni: dachu, placu, podjazdów do posesji, dróg. [wyimek]2 mld zł może kosztować wybudowanie dużej oczyszczalni ścieków w Warszawie[/wyimek]
Niektóre miasta pobierają opłaty miesięczne, inne – raz na rok. W Bielsku-Białej roczna stawka opłaty za wody opadowe wynosi 3,56 zł/mkw., w Ostrowie Wielkopolskim jest to 1,56 zł/mkw. Tak duża rozpiętość wynika z różnic w średnich opadach deszczu, jakie występują w regionach.
Przedsiębiorstwa są zdeterminowane, by wprowadzać opłaty za wodę deszczową, bo odpowiada ona za jedną czwartą ścieków w ich kanalizacji. Opodatkowanie deszczówki w skali kraju dałoby branży dodatkowe 1,3 mld zł. Najwięcej zapłacą właściciele dróg, hipermarketów, parkingów czy dużych hal przemysłowych. W miastach, gdzie nie ma opłaty za deszczówkę, koszty jej odprowadzania są ukryte w opłatach za ścieki, co najbardziej uderza w mieszkańców.
– Nie powinno się obarczać kosztami zagospodarowania wód deszczowych tych, co za nie nie odpowiadają. Największym problemem jest inwentaryzacja powierzchni – ocenia Piotr Dudek, prezes przedsiębiorstwa wodociągów Aqua z Bielska-Białej.
Aqua jako pierwsza w kraju wprowadziła w 1996 r. opłaty za wody opadowe. Teraz dają one 11 proc. przychodów przedsiębiorstwa. W Pile mieszkańcy i firmy sami podawali powierzchnię, jaka powinna podlegać opłatom za deszczówkę. – System się sprawdził, bo przeprowadzona potem przez nas inwentaryzacja nie wykazała wielkich różnic w powierzchni – zapewnia Andrzej Sanc, prokurent Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Pile.