Nieprzypadkowo właśnie firmy amunicyjne holdingu łączą siły jako pierwsze. To nieliczne ze spółek w Bumarze, które dzięki sporym zamówieniom MON (Afganistan) przynoszą pancernej grupie stabilny zysk. Cały holding, który zatrudnia 8 tys. pracowników, przyniósł w ub.r. jedynie 5,7 mln zł zysku – przy 3,2 mld zł przychodów.
Bumar nie ma wyjścia, musi szukać sposobów na poprawienie konkurencyjności i ekspansję na zagranicznych rynkach. Pesymistyczny scenariusz zakłada bowiem, że przychody holdingu uzyskane z dostaw dla polskiej armii w 2009 r. osiągną najwyżej miliard złotych. To zaledwie 40 proc. kwoty, która w ubiegłych latach co roku zasilała kasę ponad 20 zakładów holdingu w rozliczeniach z MON. Za mało, by Bumar mógł przetrwać i utrzymać najsłabsze spółki grupy na powierzchni.
– Nie kwestionuję, zwłaszcza w kryzysie, potrzeby racjonalnej współpracy między producentami zbliżonych produktów w ramach holdingu, ale tworzenie pod hasłem dywizji urzędowej czapki produkującej tylko dodatkowe koszty to pomyłka i najlepiej byłoby się z niefortunnych pomysłów wycofać – ocenia Stanisław Głowacki, wpływowy szef “Solidarności” w zbrojeniówce.
Jednak integrowanie produktowych dywizji w Bumarze to element strategii tworzenia narodowego koncernu obronnego forsowanego przez prezesa pancernej grupy Edwarda Nowaka. – Porażka lub sukces powstałego właśnie amunicyjnego konsorcjum przesądzi o powodzeniu tej koncepcji reform w zbrojeniówce na długie lata – mówi Sławomir Kułakowski, prezes Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju, branżowego samorządu skupiającego ponad 180 firm.
Z krytycznymi opiniami nie zgadza się Krzysztof Pawlak, szef amunicyjnej dywizji. – Uważamy, że koordynacja wieloletnich planów produkcyjnych, zintegrowany marketing, a także usprawnienia organizacyjne i racjonalizacja łańcucha kooperacyjnego dadzą efekty już w 2010 r. – przekonuje. – Wreszcie będzie można też poukładać eksport i wyeliminować polsko-polską konkurencję na rynkach zagranicznych.