Prezydent USA Barack Obama – który dziś odwiedzi Luizjanę – przekonywał wczoraj, że jego administracja poważnie podchodzi do sprawy wycieku. Według sondażu Gallupa z działań rządu w tej sprawie niezadowolonych jest 53 procent Amerykanów.
Obama ogłosił wczoraj nowe regulacje dotyczące wydobycia ropy z dna morskiego. Wśród nich znalazło się przedłużenie moratorium na wydawanie zezwoleń na nowe wiercenia na kolejne sześć miesięcy. Jak zauważa „Washington Post” najbardziej dramatyczną decyzją był jednak nakaz wstrzymania na pół roku wydobycia na wszystkich 33 platformach wiertniczych na głębokich wodach w Zatoce Meksykańskiej. Obama zdecydował również m.in. o opóźnieniu planowanej eksploracji dna mórz Czukockiego i Beauforta u wybrzeży Alaski do momentu zakończenia prac specjalnej prezydenckiej komisji.
Ta decyzja nie podoba się nafciarzom. – Moratorium na bezpiecznie wydobywaną ropę i gaz naturalny w Zatoce Meksykańskiej oznacza moratorium na wzrost gospodarczy i powstawanie nowych miejsc pracy – podkreślił Jack Gerard, prezes American Petroleum Institute. Cytowany przez „Financial Times” Gerard podkreślił, że decyzja ta może istotnie osłabić bezpieczeństwo energetyczne USA.
Ruch Białego Domu spodobał się jednak ekologom. Amerykanom podoba się również to, że administracja Obamy zaczęła też robić porządki w Minerals Management Service. Pracownicy tej agencji, która monitoruje sposób eksploatacji złóż, przyjmowali od firm naftowych różnego rodzaju łapówki. Wczoraj z dyrektorskim etatem pożegnała się szefowa MMS Elizabeth Birnbaum.
Od 20 kwietnia – gdy doszło do wybuchu na platformie Deepwater Horizon – BP wydał już na walkę z wyciekiem prawie miliard dolarów.