Do 22 sierpnia budżet zasiliła kwota 78,7 mln zł. Tymczasem rząd planował, że do końca roku wpłynie ok. 440 mln zł.
Byłoby to możliwe, gdyby z tytułu korzystania z płatnych dróg kierowcy samochodów o masie 3,5 tony płacili miesięcznie średnio ok. 73 mln zł. – Rząd planował, że w ciągu pierwszych trzech miesięcy z tytułu e-myta wpłynie ok. 200 mln zł. Ostatnie trzy miesiące roku miały przynieść kolejne 240 mln zł – mówi „Rz" Jerzy Polaczek, były szef resortu transportu.
Tymczasem, jak wynika z danych Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, za korzystanie z dróg w lipcu kierowcy mają zapłacić ok. 33,7 mln zł. – Kolejny ponad 1 mln zł to kary administracyjne np. za nieposiadanie urządzenia pokładowego czy nienaładowanie go – mówi Urszula Nelken, rzecznik GDDKiA.
– Szacunki wpływów ok. 440 mn zł w tym roku są oparte na danych dotyczących ruchu samochodów na wszystkich drogach, nie tych objętych systemem e-myta – mówi Krzysztof Gorzkowski, szef działu PR w firmie Kapsch, która buduje i zarządza systemem. Jak wskazuje, wpływy rosną – już w pierwszych trzech tygodniach sierpnia wyniosły ok. 44 mln zł. – To dobra tendencja. Pokazuje, że kierowcy, którzy na początku uciekali na boczne drogi, wracają na autostrady – dodaje Gorzkowski.
W przyszłym roku do kasy państwa z tytułu e-myta ma wpłynąć ok. 1 mld zł. – Zwiększy się sieć płatnych dróg. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy o ok. 200 km, do końca roku o ok. 1000 km – podsumowuje Gorzkowski.